sobota, 12 grudnia 2015

21 - Kuroshitsuji #1

Tytuł: Kuroshitsuji; Mroczny Kamerdyner
Japoński tytuł: Kuroshitsuji
Autor: Yana Toboso
Wydawnictwo: Square Enix
Wydawnictwo polskie: Waneko
Gatunek/tematyka: shounen, akcja, dramat, komedia, fantasy, horror, tajemnica
Liczba tomów: 21+ (seria ciągle wychodząca) 

Nie trudno zgadnąć, że Sebastian Michaelis nie jest zwykłym lokajem. W końcu który kamerdyner wytrzymałby, gdyby był na każde życzenia nastoletniego, aroganckiego panicza? Ze spokojem radził sobie z czwórką pracowników rezydencji, którzy robią więcej szkody niż pożytku? Jakim cudem zwykła osoba może być specem w każdej dziedzinie? To chyba musi być demon, nie człowiek... no właśnie. W tym tkwi sekret mrocznego kamerdynera. Jeśli zaś oprócz przygotowywania uroczystej kolacji, upieczenia najwymyślniejszego deseru czy zaparzenia idealnej herbaty musi zająć się również ratowaniem swojego pana z rąk handlarzy narkotykami... robi się jeszcze ciekawiej.

Kuroshitsuji było jednym z moich pierwszych świadomych anime. Pośrednio dzięki niemu poznałam wiele innych rzeczy jak choćby musicale, dramy japońskie, czy muzyka - nie tylko openingowa i endingowa. Gdyby nie ten tytuł nie wciągnęłabym się w moją ulubioną serię, od której zaczęło się yaoi, a gdyby nie yaoi, nie wiem, czy w swej kolekcji miałabym choć kilka mang.

Do Mrocznego Kamerdynera chyba zawsze będę miała więc słabość, w końcu wiele mu zawdzięczam. Czemu więc dopiero teraz sięgnęłam po mangę? Bardzo dobre pytanie... Co prawda gdy manga zaczęła wychodzić byłam zła na wydawnictwo, że przez zakup licencji do tytułu z internetu zniknęły wszelkie fanowskie tłumaczenia, a były to czasy, gdy zarzekałam się, że nie kupię ani jednej mangi. W końcu kto by chciał kupować jakiś tak komiks? Na szczęście wiele się zmieniło, zrozumiałam, że nic nie zastąpi trzymania tomiku w ręku, zaglądania do niego kiedy tylko się zechce, powtarzania ulubionych momentów . Na mojej półce stoi już kilka tomów, będzie jeszcze więcej, a przez ten czas powoli będę nadrabiać zaległości.

Pierwszą i chyba najważniejszą rzeczą, za którą uwielbiam ten tytuł, to postacie. Sebastian Michaelis, o którym na razie wiemy tylko to, że jest piekielnie dobrym kamerdynerem. Robi wszystko co w jego mocy by zadowolić swojego panicza, z najdalszych zakątków świata sprowadza przeróżne rodzaje herbat, które podaje z najrozmaitszymi rodzajami ciast. Sprawuje pieczę nad resztą pracowników rezydencji Phantomhive, bardziej naprawiając wyrządzone przez nich szkody niż ich nadzorując. Poradzi sobie ze wszystkim - z kolejną katastrofą tuż przed wystawną kolacją, nieumiejącym tańczyć paniczem, czekoladową rzeźbą, której ktoś zjadł głowę, czy mnóstwem oprychów i wycelowanymi w siebie pistoletami. Dla Sebastiana nie ma rzeczy niemożliwych, w końcu demon z niego, nie kamerdyner.

Skoro jest kamerdyner, to nie mogłoby zabraknąć panicza któremu ten służy. Nie żeby Ciel Pahntophive był tylko dodatkiem do Sebastiana. Nastolatek, który w swoim krótkim życiu przeżył więcej niż niejeden dorosły. Arogancki, ironiczny, ale i bardzo inteligentny. Nie daje się złamać nawet mając pistolet przyłożony do głowy. Stara się zachowywać dojrzale jak na swój wiek, w końcu jest nie tylko głową rodziny, ale i kieruje największą w kraju firmą produkującą zabawki. Wiadomo jednak, że dziecko kryje się nawet w dorosłych, tak więc i mu ciężko odmówić jakiejś dobrej, trudno dostępnej gry czy pognębienia swoich pracowników. Szczególnie jednego z nich. Jest również psem królowej - wykonuje brudną robotę rozwiązując zlecone przez nią spawy. Pozycja pogardzana przez niektórych, jednak zdanie innych ma gdzieś i robi to, co do niego należy.

Ciel od małego był zaręczony z Elizabeth Middlefort, czyli jedyną postacią poznaną w pierwszym tomie, której naprawdę nie lubię. Lizzy, jak każe wszystkim siebie nazywać, jest niej więcej w wieku hrabiego Phantomhive, jednak, w przeciwieństwie do niego, jest naprawdę dziecinna - ucieka opiekunom, nie uprzedziwszy ich w żaden sposób, by w domu "swojego księcia" zorganizować bal. Bez jego zgody, zmuszając jego służbę by się poprzebierała w komiczne stroje, zmienia wystrój jego posiadłości. Zmusza też i Ciela, aby ubrał się i zachowywał tak jak sobie tego życzy. W końcu każdy szczegół musi być po jej myśli. A gdy młody hrabia nie zgadza się na jedną rzecz - zdjęcie pierścionka, jedynej pamiątki po rodzicach, ukradkiem kradnie go i niszczy. Moja opinia na jej temat może być trochę subiektywna, ale naprawdę nie byłam w stanie jej polubić - nie przez dwa pierwsze sezony anime, ani nie przez ten pierwszy tom mangi. Jako że wersja papierowa różni się od animowanej, a ona pewnie nie raz będzie się pojawiać, mam nadzieję, że w końcu uda jej się zyskać choć trochę sympatii z mojej strony.

Wspomniałam również o pozostałych pracownikach posiadłości, o których nie można nie zapomnieć. Pa Tanaka - zarządca, którego głównym zajęciem jest picie herbaty. Finian - ogrodnik, dzięki któremu rośliny raczej usychają, niż ładnie rosną. Mey-lin, pokojówka beznadziejnie zakochana w Sebastianie. Bez okularów nic nie widzi, ale nawet z nimi jest strasznie niezdarna i wpada na wszystko, na co tylko może. Bard jest kucharzem, który czuje się niedoceniany przez Sebastiana i który uważa, że niepotrzebnie zwraca się mu uwagę. W końcu każdemu zdarza się spalić danie... za każdym razem. Więcej z nich szkody niż pożytku, Sebastian powoli przestaje dawać sobie z nimi radę. Bez nich jednak byłoby dość nudno - wprowadzają dużo życia i humoru. Przyjemne postacie, których chyba nie da się nie lubić.

W pierwszym tomie są cztery rozdziały, przedstawiające trzy praktycznie niepowiązane ze sobą historie. Przygotowanie posiadłości na przyjazd gościa, odwiedziny Lizzy oraz porwanie Ciela i próba odbicia go z rąk handlarzy narkotyków przez Sebastiana. Co mi się bardzo podoba, to to, że mamy tu praktycznie wszystkiego po trochu - humor, dramat, akcja, tajemnica, elementy nadnaturalne. Ciekawym zabiegiem jest to że poważne fragmenty przerywane są humorystycznymi wstawkami i odwrotnie.

Kreska ładna, aż przyjemnie się patrzy na postacie. Szczególne na dwójkę głównych bohaterów. Nie zauważyłam żadnych krzaczków, wszystkie onomatopeje przetłumaczone. Żadna literówka również nie wpadła mi w oko. Dwie strony kolorowe, jedna z obrazkiem przedstawiającym wszystkich mieszkańców rezydencji w czarno-białych barwach oraz czerwonymi elementami, druga zaś to spis treści. Na obwolucie Sebastian nalewający herbatę, podobnie jak z tyłu - z tym że tam w towarzystwie swojego panicza. Krótki opis tomu oraz wymienieni patroni medialni. Pod obwolutą zaś... niespodzianka. Którą odkryłam dopiero niedawno, przez przypadek. Sebastian w takiej samej pozie jak na obwolucie, z tym, że przedstawiony jako host. Razem z innymi bohaterami i opisem nowej, "hostowej" historii. Miłym dodatkiem jest również komiks na jednej z ostatnich stron opowiadający o tym, jak powstał Mroczny Kamerdyner.

Ciężko znaleźć osobę która nie znałaby Kuroshitsuji. Mimo iż to shounen ma jednak więcej fanek niż fanów, pewnie głównie przez to, że o wiele więcej tu męskich postaci, które można dowolnie ze sobą łączyć. Nie, nie jest to jednak ani yaoi, ani shounen-ai, do tych gatunków bardzo daleko. Jest za to akcja i dużo dobrej zabawy. Aż szkoda że niektórzy zniechęcają się przez te wszystkie pairingi.

Anime nie powtarzałam sobie dobrych kilka lat i cieszę się, że zamiast oglądać któryś już raz te same odcinki zdecydowałam się jednak na mangę. Na razie nie wiele różni się od animacji, jednak przede mną jeszcze 20 tomów, a już przeglądając trzeci zauważyłam, że trochę różni się od tego co znamy... i kochamy. Dlatego tym bardziej nie mogę się doczekać aż poznam nową, nieznaną mi dotąd historię Ciela, Sebastiana i ich przyjaciół.
Moja ocena: 8/10

1 komentarz:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...