wtorek, 30 grudnia 2014

13 - All You Need Is Kill #1

Tytuł: All You Need Is Kill
Japoński tytuł: All You Need Is Kill
Autor: Hiroshi Sakurazaka
Rysunki: Takeshi Obata
Scenopis:  Ryosuke Takeuchi
Oryginalne ilustracje: Yoshitoshi ABe
Wydawnictwo: Shueisha
Wydawnictwo polskie: J.P.Fantastica
Gatunek/tematyka: seinen, sci-fi, mecha, akcja, dramat
Liczba tomów: 2 (seria zakończona)

Kolejny poranek, dzień przed bitwą. I znów. I jeszcze jeden... W niedalekiej przyszłości ludzkość musi stawić czoła inwazji śmiertelnie niebezpiecznych mimików. Keiji Kiriya, młody, niedoświadczony żołnierz, trafia do bazy Kotoiushi na południu Japonii, gdzie z niewiadomych przyczyn wpada w pętlę czasową. Za każdym razem, gdy ginie, wraca do tego samego punktu w czasie. Czy uda mu się przetrwać? Jaką rolę odegra Rita Vrataski, najlepszy żołnierz w dziejach ludzkości? Ile jeszcze razy przyjdzie Keijiemu przeżyć własną śmierć?

(opis z okładki mangi)

O filmie Na skraju jutra było dość głośno jakiś czas temu. Sama zainteresowałam się nim głównie dlatego, że był na podstawie light novelki. Może opis mnie jakoś specjalnie nie zachwycił, jednak i tak postanowiłam pójść na to do kina - w końcu nie często spotyka się na dużym ekranie coś w taki sposób związanego z Japonią. Niestety mi się nie udało. Nie obejrzałam go nawet do tej pory. Na mojej półce stoją też dwa egzemplarze książki - również nieruszone, choć teraz mam wrażenie, że już niedługo się do nich zabiorę. Albo raczej do jednej z nich, bo nie muszę czytać od razu dwa razy tego samego.

W mojej kolekcji był też pierwszy tom mangi. Film i książka to w końcu za mało, postanowiłam spróbować i z nią. Nawet jeśli wcześniej chociaż w jednym z tych źródeł powinnam sprawdzić czy w ogóle warto, gdyby historia okazała się beznadziejna, a ja tym samym zamiast tego straciłabym tylko środki za które mogłabym nabyć coś ciekawszego. Kupiłam jednak w ciemno, zaraz przy premierze i do tej pory... Tak, tomik również stał na półce. Nietknięty. Nie jestem nawet pewna czy choć przekartkowałam - bardzo możliwe że nawet to zostawiłam "na potem". Teraz jednak, gdy wydawnictwo J.P.Fantastica wydało drugi, a zarazem ostatni tom serii - który od razu również dołączył mojej kolekcji - uznałam, że w końcu pora bardziej zainteresować się tym tytułem. A zainteresowałam się na tyle że film już mam - czekam tylko aż skończę oba tomy mangi, wolę bowiem poznawać tę historię przeżywać wraz z nią - a książka z tylnego rzędu trafiła do pierwszego. Czyli gdy tylko nabiorę ochoty nie na mangę, a na zwykłą literaturę, będzie ona jedną z pierwszych jakie przeczytam.

Zastanawiam się tylko jakim cudem nie przejrzałam tego pierwszego tomu, bo gdybym to zrobiła, sądzę, że już dawno miałabym go za sobą. A zamiast niego mogłabym zająć się dwójką.

Uwielbiam motyw pętli czasowej, nieważne w jakim wydaniu. Czy to w filmie, serialu, czy w literaturze... Tutaj mam do czynienia z jedną z lepszych wersji. Dlaczego? Może od początku.

Ziemię zaatakowali kosmici, przejmując coraz większą część naszej planety. Ludzkość przegrywa, nie mając za bardzo warunków do walki z nimi. Nie wszystko jest jednak stracone - zostały wymyślone specjalne kombinezony pozwalające na walkę z przybyszami z kosmosu. Kiriya jest żołnierzem bez doświadczenia, tak zwanym kombinezowym. Właśnie ma się odbyć pierwsza bitwa w której bierze udział. Ten jednak, bardziej niż nią, przejmuje się swoim snem, w którym walka już się odbyła, a on sam zginął tuż przed obudzeniem się. Wszystko byłoby dobrze gdyby rzeczywiście okazało się to zwykłym koszmarem. Nadszedł bowiem dzień bitwy, a Kiriya prawie od razu ginie, by znowu... obudzić się w swoim łóżku. Próba ucieczki czy samobójstwo również kończy się tak samo - powrotem do tego samego poranka. Wpada w pętlę, przeżywając w kółko te same dwa dni, za każdym razem kończąc je swoją śmiercią. Postanawia więc zrobić wszystko by przetrwać i wygrać bitwę, wykorzystując doświadczenie zebrane w niezliczonych walkach. Mimo że oficjalnie jest to ciągle jego pierwszy raz, szybko staje się najbardziej wprawionym wojownikiem. Ani razu nie może jednak dotrwać do końca.

Wielkim plusem jest to, że każdy dzień wygląda tak samo. Nic, co robi, nie ma wpływu na następne razy - nie licząc własnych wspomnień i nabytego doświadczenia. Choć nawet zwykłe spojrzenie w nieodpowiednim kierunku czy zrobiona mina może wpłynąć na zachowanie innych. Dopóki celowo nie stara się wpłynąć na żadne wydarzenia nie dzieje się nic nadzwyczajnego - a przynajmniej nic co miałoby większy wpływ na najbliższe godziny - aż do kolejnego powrotu do przeszłości. Miałam do czynienia z niejednym tytułem w którym główną rolę odgrywała pętla czasowa i uważam, że to jest jeden z lepszych. Jeśli nie najlepszy.

Kolejnym plusem, może nawet jeszcze większym, są postacie. Już dawno chyba nie czytałam nic, gdzie każdą polubiłam. Dobrze, co do jednej mogę mieć jakieś ale, jednak nie odgrywa większej roli i pojawia się dosłownie na chwilkę.

Najważniejszą osobą jest oczywiście Kiriya Keiji. Żółtodziób, przerażony zbliżającą się wielkimi krokami pierwszą prawdziwą bitwą. Doświadczony wojownik zaprawiony w walce i zabijaniu. Jedna i ta sama osoba w ciągu tych samych czterdziestu ośmiu godzin, przeżywanych na okrągło. Zmienił się diametralnie. Nic dziwnego, w końcu kto byłby obojętny na tyle śmierci i taką ilość przemocy, z jaką miał do czynienia.

Im dalej, tym coraz bardziej go lubię - prawdziwy facet, który z czasem niczego już się nie boi - wiedząc, że i tak, nawet jeśli zginie, to wróci przy kolejnej pętli, ale można to pominąć. Nie narzeka, tylko stara się pokonać przeciwności losu, doskonaląc się, by w końcu móc wyjść z tej bitwy zwycięsko. Nie załamuje się tym, że kolejne próby są bezowocne, że zawsze kończy tak samo. Zamiast szukać sposobu na ucieczkę i przetrwanie tych dwóch dni w jakimś niby bezpiecznym miejscu, stara się zyskać siłę, by zwyciężyć. Poprawia błędy, dalej prze do przodu. Początkowo był zupełnie inny, jednak w niczym mi to nie przeszkadza - właśnie takie postacie lubię. Mające własne zdanie, charakter, które nie wymagają ratowania, a same wyruszające na pomoc innym. Nawet, jeśli już czasami ma dość, nie poddaje się. Daje mu to wręcz większą wolę walki, by w końcu wydostać się z pętli i przeżyć.

Rita Vrataski zwana jest też Stalową Suką czy Walkirią. Liderka najsilniejszego oddziału w USA, która do tej pory nie przegrała ani razu. Wygląd może każdego zmylić, ponieważ wielu uważa, że jest twarzą amerykańskiej armii tylko z powodu "ładnej buźki". Ciężko uwierzyć w jej siłę i talent do walki.

Nie wiemy o niej zbyt wiele poza tym, że rzeczywiście wydaje się być dość chłodną kobietą, bez serca. Podczas pierwszej pętli, gdy Kiriya umierał, zamiast go pocieszyć, zadała mu głupie pytanie związane z herbatą. Dołączenie do treningu japońskiego oddziału można uznać za przechwalanie się, albo chęć udowodnienia tego, że nie jest taka słaba, jak inni sobie myślą - nawet jeśli to właśnie wzrok Kiriyi ją tam przyciągnął.

Oprócz Stalowej Suki jest jednak też zwykłą dziewczyną, mającą czasami swoje odchyły. To jednak nie przeszkadza mi w tym, by ją lubić - jako jedną z nielicznych kobiecych postaci w mandze i anime. Naprawdę to jest coś. Nieliczni wiedzą, że nawet przez jedną irytującą mnie dziewczynę jestem w stanie porzucić nawet najlepszy tytuł. Mam dość tego jakie są bezbronne, wpychają się nie tam gdzie trzeba i bez przerwy trzeba je ratować. Nie mają nic ciekawego do powiedzenia, zamiast tego tylko machają biustem kiedy tylko mogą i częściej pojawiają się "przez przypadek" w samym staniku niż są w zwykłej bluzce. Rita na pewno nie jest taką kobietą. Ma jaja, nie tracąc przy tym kobiecości, będąc też i zwykłą dziewczyną, która dopiero niedawno przekroczyła dwudziestkę. Gdyby tylko takich było więcej...

Z istotniejszych osób jest jeszcze Jin Yonabaru, zajmujący łóżko nad Kiriyą. Wesoły facet, uwielbiający się wygłupiać. Nawet tuż przed śmiercią próbował zdradzić głównemu bohaterowi kto zabijał w czytanej przez niego książce. Nie można też zapomnieć o sierżancie. Bartolome Ferrell pierwszego dnia zawsze trenuje z Keijim i to dzięki niemu na samym początku nauczył się wielu przydatnych na polu bitwy rzeczy. Gdyby nie on nie wiadomo czy Kiriya byłby na takim poziomie jak teraz. Dość pozytywna postać. Mimo że ma wyższy stopień nie wywyższa się ponad resztę. Rachel Kisaragi jest jedyną osobą którą nie do końca polubiłam, choć niczym aż tak specjalnie nie zawiniła. Z wyjątkiem tego że nie pasuje do reszty, będąc taką paniusią. Że tak oblegana jest przez facetów, którzy nawet przez jedno krzywe spojrzenie skierowane w jej stronę mogą zrobić temu komuś krzywdę. To jak spodobała jej się postawa i umiejętności Kiriyi i dopiero wtedy się nim zainteresowała również nie działa na jej korzyść. Przynajmniej dla mnie. No i jest jeszcze Shasta Raylle, najlepszy mechanik, która w niczym takiego przypomina - będąc dość drobną, trochę niezdarną młodą kobietą.

Ważnym elementem mangi jest akcja. Tutaj prawie cały czas coś się dzieje, duża część rozgrywa się na polu bitwy, przy kolejnych pętlach czasowych. Nie jest to jednak strzelanina z zielonymi ludzikami, a walka w kombinezonach bojowych - przez co tytuł zalicza się do mechów, i słusznie. Obcy są to wielkimi, okrągłymi stworami strzelającymi własnymi pociskami, które wchodzą w kombinezony jak w masło - nie trzeba więc mówić co robią z ludzkim ciałem. Pod takim ostrzałem człowiek może zostać rozczłonkowany, albo stać się plamą złożoną z wnętrzności i kości. Chyba właśnie przez takie sceny manga jest polecana dla czytelników od szesnastu lat.

Jest jednak walka między żołnierzami w cywilu, trening... cały czas coś się dzieje, dlatego osoby lubiące akcję powinny być usatysfakcjonowane.

Jedyne co mnie trochę dziwi, to zwiększająca się siła głównego bohatera. Rozumiem doświadczenie, jednak ciało powinno być w takim stanie jak na samym początku. Trening siłowy, przystosowanie do broni, nie wiem, czy aż w takim stopniu powinny mieć wpływ na to, jak radzi sobie w kolejnych walkach. Ale mogę się mylić, albo z poprzednich razów zostają mu nie tylko wspomnienia.

Przechodząc do polskiego wydania muszę pochwalić grafików. Wyczyszczone onomatopeje których było naprawdę wiele. I do tego w takich miejscach, że wyczyszczenie ich, myślałabym, że byłoby niemożliwe. Musieli się naprawdę napracować, dlatego wielki szacunek. Do tego świetne tłumaczenie, nie wspominając już o książce, którą czytał Kiriya - mała, z tak dużą ilością tekstu.

Powiększony format, marginesy wewnętrzne, dzięki którym wygodnie się czyta, każda strona jest ponumerowana, choć nie wiem czemu niektóre od wewnętrznej, niektóre od zewnętrznej strony. Zauważyłam tylko trzy rzeczy: na 174 stronie brak jednej kropki w wielokropku, dziwnie wygląda nieprzetłumaczona książka na 107 stronie (szczególnie że chyba na każdym innym kadrze tłumaczenie jest). Rzucił mi się też na 168 stronie tekst "Czas nie jest z gumy... nie da się go rozciągnąć... ale można go w nieskończoność dzielić" w połączeniu z tym na stronie 172 "Nie ma wielkiego pożytku z żołnierza który nie umie rozciągnąć czasu", gdzie oba cytaty są przemyśleniami głównego bohatera.

W mandze wykorzystano fragmenty z książki, wydawnictwo posłużyło się tłumaczeniem z polskiego wydania. Co moim zdaniem jest dobrym pomysłem.

Obwoluta jest w niebieskich barwach, z Keijim w kombinezonie. Dość ciekawa, już na początku nawet mi się spodobała. Z tyłu opis tomiku, czerwone plamki wyglądające jak krople krwi i zaznaczenie, że manga polecana jest od szesnastego roku życia.

W każdym razie to naprawdę dobry tytuł, który powinien zadowolić osoby lubiące akcję - przede wszystkim. Powinien spodobać się też fanom mechów i walki z najeźdźcami z kosmosu. Zresztą nie tylko. Wiem, że znacznie różni się od filmu, ale sądzę, że jeśli ekranizacja się spodobała - manga również powinna, a jeśli nie, to nie wszystko stracone. Teraz przynajmniej można od razu nabyć całość, bo zakończenie pierwszego tomu wręcz każe sięgnąć po drugi. Ja na pewno nie żałuję tego że kupiłam All You Need Is Kill, prędzej żałuję tego, że sięgnęłam po tomik tak późno.

Moja ocena: 9/10

środa, 24 grudnia 2014

12 - Bezsenne Noce #1

Tytuł: Bezsenne Noce
Japoński tytuł: Konya mo Nemurenai
Autor: Yamamoto Kotetsuko
Wydawnictwo: Gentosha
Wydawnictwo polskie: Ringo Ame
Gatunek/tematyka: komedia, fantasy, shounen-ai
Liczba tomów: 3 (seria zakończona)
Ograniczenie wiekowe: +18

Higuchi Rikiya od zawsze wolał mężczyzn, ale przez 18 lat swojego życia nigdy nie miał chłopaka. W tym roku zaczął studia i postanowił zarejestrować się na portalu randkowym. poznany przez internet mężczyzna okazał się jednak oszustem i podstępem zabrał naszego bohatera do love hotelu. Wtem przed Rikiyą pojawił się dziwny nieznajomy, w ostatniej chwili ratując go z opresji. Okazało się, że Rikiya przywołał Endo, wysokiej klasy demona! Endo, w ludzkim świecie uwięziony w ciele nastolatka, postanawia zamieszkać u Rikiyi...

(opis z okładki mangi) 

Bezsenne Noce znałam na długo zanim wydawnictwo Ringo Ame ogłosiło zdobycie licencji na ten tytuł. Moja reakcja? "Muszę to mieć!" Skoro czytałam całość - 3 tomy - już wcześniej i to po kilka razy, a jednak postanowiłam kupić, to chyba coś znaczy.

Gdy się postanawia coś w sobie zmienić to co powinno się zrobić? Założyć profil na portalu randkowym! A może znajdzie się tam jakiegoś przyjaciela... Higuchi zdecydowanie miał szczęście, bo już następnego ktoś odpowiedział na jego ogłoszenie. Wydawał się taki miły... nic dziwnego, że nastolatek się nim zainteresował, nawet, jeśli ten był sześć lat od niego starszy. Coraz częściej wysyłali do siebie wiadomości, aż w końcu padło to zdanie: spotkajmy się w realu. Ciekawie zapowiadające się spotkanie skończyło się jeszcze ciekawiej, niż Higuchi mógł sobie wyobrażać - półnagi, w łóżku z korespondencyjnym przyjacielem, z dwoma zupełnie nieznanymi facetami, nagrywającymi wszystko co się dzieje.

Mogłoby się wydawać że to koniec. W końcu kto po czymś takim mógłby normalnie żyć? Całe szczęście że, zanim stało się cokolwiek poważnego, udało mu się przywołać demona. Dość zdziwionego, bowiem w całym swoim ponadtysiącletnim życiu, po przybyciu do świata ludzi, nie stanął od razu twarzą w twarz z takim widokiem. Najważniejsze jednak jest to, że każdy był zadowolony - Higuchi został uratowany, zaś Endo, demon, mógł schronić się tutaj przed rodziną zmuszającą go do ślubu.

No, może nie do końca. Nastolatek nie był zbytnio szczęśliwy, że musi dzielić pokój, co więcej - oddać łóżko, demonowi. A lokaj przybysza wcale w niczym nie pomagał. To jednak zaledwie początek przygód naszego Hirikiego - jak nazwał go przybysz z innego świata, a ksywka dość łatwo się przyjęła. Daje portalowi internetowemu jeszcze jedna szansę i spotyka się z kolejną osobą, ponownie wpada na Yuuji'ego, chłopaka, który go odurzył i zaciągnął do love hotelu, oraz, uwaga - uwaga: poznaje swojego sąsiada, któremu praktycznie od razu wpada w oko. Może jednak w końcu odnalazł osobę, w której będzie mógł się zakochać.

Można by rzec - trzeba było słuchać się rodziców. Nawet małe dzieci wiedzą że nigdzie nie powinno się iść z nieznajomymi, w internecie dziesięcioletnia Basia może okazać się pięćdziesięcioletnim Zbigniewem, nie powinno się też podawać tam żadnych danych, tym bardziej spotykać się z osobą z którą się wyłacznie pisało. Niekoniecznie to prawda, osobiście poznałam przez internet dość dużo osób, z niektórymi się nawet spotkałam i było naprawdę świetnie... nasz bohater nie miał jednak tyle szczęścia. Nie myślał jednak o konsekwencjach. Bardziej przejmował się tym że pierwszy raz zobaczy się ze swoim, być może, chłopakiem. Niczego nie nauczył się też po swoim pierwszym razie. Można go jednak obwiniać, skoro, tak naprawdę, szukał tylko miłości?

Hiriki, a dokładniej Higuchi Rikiya - swoją drogą przezwisko, znaczące po japońsku "bezsilny", trochę do niego pasuje - w całym swoim osiemnastoletnim życiu jeszcze nigdy nie miał chłopaka. Wstydził się swojej orientacji, nie będąc wstanie zagadać do nikogo kto mu się wcześniej podobał. Wieczorami zaś czasami za namową młodszego sąsiada oglądał z nim filmy dla dorosłych - oczywiście hetero. Rejestracja na stronie dla gejów miała być jego początkiem jego wielkich zmian, w końcu i tak rozpoczął już nowy etap w swoim życiu, czyli poszedł na studia. Ma jednak bardzo dobre serce, które jeszcze może go wpakować w kłopoty. W końcu nie każdy postanawia jednak spotkać się z osobą która oszukała go przez internet, albo, no właśnie - pozwolić mieszkać ze sobą demonowi, by pomóc mu uciec przed rodziną, zapewniając mu wszystko, czego ten potrzebuje. I płacąc za to swoimi bezsennymi nocami, w końcu oddał przybyszowi swój jedyny futon.

Endo znacznie różni się od swojego gospodarza. Wykorzystując portal do świata ludzi wepchnął się przed inne demony,  które to powinny z niego skorzystać, i właśnie tak trafił do nas. Tym samym udało mu się uciec przed ślubem zaaranżowanym przez rodziców. Jest demonem mającym na karku zaledwie 1018 lat, któremu nie sprawia kłopotu manipulowanie ludźmi - czy to w celu pokochania Hirikiego, czy zdobycia pieniędzy, tak, by nie był tylko ciężarem. Na szczęście nastolatek go przed tym powstrzymuje, ucząc przy okazji ludzkich uczuć i odruchów. Demon czasami nie wie o co chodzi jego gospodarzowi. Wszystko musi być po jego myśli, czasami nie przebiera w słowach i nic nie przeszkadza mu od czasu do czasu pośmiać się z Hirikiego.

Bardzo dużo je i śpi - ponieważ skorzystał z nieprzeznaczonego dla niego portalu i skończył w innym ciele, które potrzebuje dużo energii. W świecie demonów jest za to przystojniakiem, któremu nikt nie może się oprzeć, bez względu na płeć. A on z chęcią z tego korzysta.

Zawsze towarzyszy mu jego lokaj, Mark. A dokładniej Mark Decken Sifaka. W świecie ludzi skończył w postaci papugi, przez co nie może w pełni opiekować się Paniczem Endo. Do tego zadania wyznacza więc Hirikiego, wykorzystując jego bardzo dobre serce.

Garou Sakamoto okazuje się sąsiadem z naprzeciwka Higuchiego. Chodzą też na ten sam uniwersytet. Dość nijaki chłopak, jak nazwał go Endo, właśnie dlatego dwójka nastolatków nie zwróciła wcześniej na siebie uwagi. Teraz jednak Garou chce nadrobić zaległości zostając przyjacielem Hirikiego, a może nawet kimś więcej... Jeśli tylko nie ma nic poważniejszego pomiędzy Rikiyą a jego kuzynem - jak ten przedstawia demona znajomym. Bo coś mu nie gra i ta dwójka bardziej, niż na rodzinę, wygląda na parę. Również jest trochę naiwny, przez co omal nie padł ofiarą tego samego gościa co Hiriki. Nie owija w bawełnę i wali prosto z mostu.

Z istotniejszych postaci w tym tomie są jeszcze sąsiedzi Higuchiego, samotny ojciec z synem. Malec od razu polubił starszego kolegę, korzystał z jego życzliwości i oglądając u niego filmy dla dorosłych z kolekcji ojca. Mężczyzna jest za to dobrą duszą, chętnie służącą pomocą.

Postacie są tym, co uwielbiam w Bezsennych Nocach, pokochałam je od razu i dlatego bardzo chętnie do nich co raz wracam. Historia również jest ciekawa, nawet jeśli to pierwszy raz autorki z gatunkiem fantasy. Tytuł cenię jednak również za to jaki jest lekki, pozytywny, wesoły. Mając go na półce będę pewnie jeszcze częściej do niego zaglądać niż do tej pory do skanów na dysku komputera. Czekać tylko trzeba na pozostałe dwa tomy.

Ograniczenie +18 jest dla mnie trochę na wyrost, szczególnie w porównaniu do innych mang w mojej kolekcji z tym samym ograniczeniem wiekowym, o wiele bardziej jednak na nie zasługujących. Przezorny jednak zawsze ubezpieczony, a nieświadoma osoba, która znalazłaby tomik na półce w sklepie, zajrzała z ciekawości i zobaczyła końcówkę pierwszego rozdziału rzeczywiście mogłaby poczuć się trochę zniesmaczona.

Lepiej gdy tytuł jest uznany za +18 niż gdyby potem wydawnictwo miało problemy z tego powodu.

Jest to jednak pozycja bardziej shounen-ai niż yaoi. Wszystko skupia się bardziej na uczuciach niż na seksie. W pierwszym tomie nawet nic tak naprawdę nie dzieje się między Hirikim a Endo. Lekka pozycja, którą zdecydowanie polecić można osobom chcącym wiedzieć "co to jest to całe yaoi", bądź stawiającym pierwsze kroki w tym gatunku. Pozycja obowiązkowa dla osób lubiących boys love.

Ważna jest jednak nie tylko historia, a wydanie - któremu nie mam nic do zarzucenia. Wydawnictwo się świetnie spisało, szczególnie, że jest to bodajże dopiero piąty tomik który wyszedł spod skrzydeł Ringo Ame. Bardzo dobre tłumaczenie, wyczyszczone onomatopeje, marginesy wewnętrzne, dzięki którym nie trzeba szeroko otwierać tomiku. Zauważyłam tylko z dwie czy trzy ponumerowane strony - choć mogłam jeszcze jakieś przegapić. Całość za to bardzo dobrze się czyta i, jak zwykle, pochłonęłam wszystko "na raz". Choć zazwyczaj czytam od razu całą serię. ; )

Obwoluta jest sweetaśna, różowa, co nie każdemu może się spodobać, ja tam akurat nie mam nic przeciwko. Okładka za to w brązowych barwach. Z tyłu opis, czyli ode mnie kolejny plus. W przeciwieństwie do reszty mang tego wydawnictwa nie ma na okładce gatunku mangi, jest za to zaznaczone ograniczenie wiekowe.

Oprócz sześciu rozdziałów głównej historii jest dodatek w postaci trzech, czterokadrowych zabawnych historyjek. Jednym słowem trzymam w dłoniach kawałek świetnej roboty - zarówno ze strony autorki, jak i wydawnictwa.

Bezsenne Noce zdecydowanie są dla fanów yaoi. Mogłabym rzecz obowiązkowa pozycja, szczególnie, jeśli ktoś lubi podobne klimaty. Oraz, jak wspomniałam, dobry tytuł dla ciekawych "z czym to się je". Świetna zabawa, coś lekkiego, przyjemnego z dużą ilością humoru. Naprawdę polecam.
Moja ocena: 9/10

wtorek, 23 grudnia 2014

11 - Hideout

Tytuł: Hideout
Japoński tytuł: Hideout
Autor: Masasumi Kakizaki
Wydawnictwo: Shogakukan
Wydawnictwo polskie: J.P.Fantastica
Gatunek/tematyka: seinen, dramat, horror
Liczba tomów: 1 (seria zakończona)

Oto gorąca, tropikalna wyspa. Istny raj na ziemi. Jednak nie dla wszystkich... W głębi wilgotnych lasów deszczowych znajduje się pewna jaskinia... Teraz już wiem, że nigdy, przenigdy nie powinniśmy byli się do niej zbliżać... Już wiem, co czaiło się w jej mroku... Ale teraz... teraz jest już za późno... Raj na ziemi zmienił się w piekło. 
 
(opis z okładki mangi)

To twoja wina!
Od jakiegoś czasu właśnie to zdanie prawie cały czas słyszy Seiichi Kirishima. Od znajomych. Od rodziny. Od teściów. Od żony. Wszyscy uważają że to właśnie przez niego zginął jego mały synek. Nawet jeśli to właśnie on jest osobą która chyba najbardziej rozpacza po jego utracie.

Wycieczka miała być swego rodzaju początkiem nowego etapu w życiu małżonków - jakkolwiek zinterpretować można te słowa.

Początkiem, rzeczywiście, była. Nikt jednak nie spodziewał się tego co będzie dalej. Tego jak potoczą się ich losy, tego, kim się staną.

Próba morderstwa zamieniła się w walkę o własne życie.

Najpierw tytuł niezbyt mnie zainteresował. Uwielbiam horrory, ale... widząc okładkę wyobraziłam sobie jakąś historię z potworami. To mnie trochę zniechęciło. Nie zgłębiałam się bardziej w temat, zresztą było kilka innych, ciekawszych tytułów, a, jak wiadomo, pieniądze z nieba nie spadają. Nawet teraz nie byłam zbytnio przekonana, no ale przecież nie zaszkodzi spróbować - szczególnie że przeczytałam kilka pozytywnych opinii. Teraz, po lekturze mangi, mogę się tylko dołączyć do osób zachwalających ten tytuł.

Co w nim takiego jest? Klimat - to na pewno. Nawet gdy akcja przerywana jest retrospekcjami, cały czas czuć w tle "to coś". Kreska - naprawdę, świetna robota. Pomysł - z małymi "ale", jednak i tak zdecydowanie na plus. No i postacie, choć akurat miałabym coś więcej do powiedzenia. Za to zakończenie... Rekompensuje wszystko. W każdym razie gdy tylko zaczyna się czytać nie wiadomo kiedy dochodzi się do samego końca. Manga niesamowicie wciąga, do tego szybko się czyta. Po części może dlatego że nie ma bardzo wiele tekstu, jednak to akurat nie jest tutaj ważne.

Niesamowity jest też sposób prowadzenia historii w formie dziennika. Wszystko widziane jest oczami Seiichiego, przedstawione w jego rękopisie. Obwoluta wyglądająca jak pierwsza strona notatnika, "zaatakowana" przez mieszkańca jaskini do której trafiło małżeństwo. Okładka jest czarno-biała, jeszcze nienaruszona... jeszcze. Spis treści również wygląda jak napisany odręcznie, szybko zanotowany, trochę krzywo, zaś tuż obok ślad krwi. Z tyłu praktycznie niepasujące informacje na białym tle - kod kreskowy, numer ISBN, cena oraz ograniczenie wiekowe. Opis mangi jest na zakrwawionym śladzie dłoni, co jest plusem za samą obecność, ale jednak trochę niepasujący do formy dziennika. Okładka która mnie na samym początku trochę zniechęciła, po lekturze tomiku stała się jego kolejnym plusem.

Autor nie kryje tego że jest fanem dzieł Stephena Kinga. Mistrz horroru zainspirował wielu twórców, nie tylko pisarzy. Dorównać mu ciężko, w końcu mistrzem nazywany jest nie bez powodu. Oczywiście nie ma co porównywać jego powieści do tego tytułu, rzeczywiście widać jednak pewien wpływ dzieł Kinga na autora - albo ja sama za wiele horrorów już czytałam i tylko mi się wydaje. ; )

W każdym razie jeśli chodzi o klimat, zarzucić nic tutaj nie mogę. Trzyma od początku do końca. Może nie jest to pozycja która przeraża czytelnika, Hideout bardziej zaliczyłabym chyba do thillera. W niczym to jednak nie przeszkadza w pełni cieszyć się lekturą.  Pozycja z serii "walka o życie głównego bohatera" i nawet jeśli miejscami można przewidzieć co dalej, czytelnik przynajmniej raz zostanie zaskoczony obrotem wydarzeń. A o to właśnie chodzi.

Jedyne "ale" które mogłabym mieć odnośnie pomysłu to to, z jakim zamiarem Seiichi przyjechał na wyspę. Wolałabym gdyby wpadł na to nagle, nie mogąc już znieść słów żony i tego bezustannego oskarżania go o całe zło tego świata. Tutaj wszystko zaczęło się jeszcze przed wyjazdem, było dobrze zaplanowane. Plusem jest natomiast to, że wbrew temu co można by oczekiwać, brak jest tutaj zjawisk paranormalnych. Nie ma żadnego potwora, a wszystko da się wyjaśnić w racjonalny sposób. Nie to, że mam coś przeciwko zjawiskom nadprzyrodzonym - w tym wypadku zdecydowanie podoba mi się ta wersja.

Do pomysłu zaliczyć mogę również zakończenie, które, jak dla mnie, jest świetne - chyba najlepsza część całej historii.

Jak już wspomniałam, najbardziej mogłabym się przyczepić do postaci. Zacznę od Miki, żony Seiichi'ego, która zalazła mi za skórę. Paniusia pochodząca z bogatego domu, przyzwyczajona do dostatniego życia. Wychodząc na zakupy z synkiem wracała z pełnymi reklamówkami rzeczy dla siebie, wszystko oczywiście markowe. Nie zauważyłam jednak tam nic dziecięcego. Nie sądzę by przystopowała nawet wtedy gdy rodzina wpadła w kłopoty finansowe. To właśnie ona jest osobą która najbardziej obwinia męża o śmierć dziecka, mimo że wie, iż w dużej mierze sama jest za to odpowiedzialna. "Kochającą żoną" robi się dopiero w obliczu śmierci, gdy błaga Seiichiego o życie, a to co ma miejsce dalej...

Pod wpływem okoliczności ludzie mogą zmienić się nie do poznania. Nie jestem jednak pewna czy to do końca prawda w jej przypadku i czy od początku nie była taką su... nieprzyjemną kobietą.

Uwielbiam dzieci i nawet nie mogę sobie wyobrazić tego, jak niektórzy rodzice je traktują. Albo jak mogą chcieć się ich pozbyć...

Jun z miejsca podbił moje serce. Mały, słodki chłopczyk, troszczący się o swoich rodziców, a widząc jego uśmiech od razu robi się lżej na duszy. Naprawdę nie zasługiwał na to co się stało. O jego śmierć też trudno, tak naprawdę, kogokolwiek obwinić. Nieszczęśliwy splot wydarzeń. Najgorsze jest to że cała wina idzie na ojca, który kochał go chyba najbardziej na świecie. Jednak taka jest sprawiedliwość. Jedni wyrzucają własne maluchy przez okno z czwartego piętra, inni śmierć pociechy przeżywają do końca życia i nigdy nie są w stanie się pozbierać. W tym wszystkim to jego było mi najbardziej szkoda.

No i Seiichi, główny bohater, który nie mogąc już znieść oskarżeń postanowił skończyć z nimi własnym sposobem. Wcześniej był trochę ciamajdą, jeśli mogę się tak wyrazić. Żona go wykorzystywała - zarówno jeśli chodzi o pieniądze, jak i o opiekę nad synem. W końcu był pisarzem, pracował w domu, wiec co to za problem siedzieć z malcem. Gdy zaczęły się kłopoty udawał przed rodziną że wszystko jest dobrze, tak, by ich nie zmartwić.

Aż trudno uwierzyć że taka osoba zamieniła się w mordercę. Pomińmy tutaj filmy i seriale gdzie bardzo często najgroźniejsze typki mają szczęśliwe rodziny, dobrą pracę i są lubiani wśród sąsiadów.

Jak ten pomysł zrodził się w jego głowie? Nie wiem. Nie sądzę jednak by miał jakieś szanse przeciwko teściom i żonie, gdyby spróbował ze wszystkim poradzić sobie w normalny sposób. Z ofiary stał się jednak katem.

Gdy został uwięziony w jaskini ta również wywarła na nim wielki wpływ, nawet większy niż na Miki. Postanowił przestać błagać o życie a zacząć walczyć o swoje. Szkoda, że takiego podejścia nie miał wcześniej, jeszcze gdy mieszkali we trójkę i nic nie zapowiadało tragedii.

Jak na tym wszystkim wyszedł?

To chyba pytanie na które najtrudniej mi odpowiedzieć.

Czy był szczęśliwy?

Przynajmniej skończył z tym, czego zawsze pragnął.

Ciężko napisać coś o innych postaciach, ponieważ wszystko skupia się głównie na tej trójce - nie mówiąc oczywiście o tym co czeka ich w jaskini.
Całość utrzymana jest w ciemnej kolorystyce - naprawdę nie żałowano czarnego tuszu. Nic zresztą dziwnego skoro większość akcji rozgrywa się praktycznie "po ciemku". Wyjątkiem są retrospekcje oraz aż osiem kolorowych stron! Nawet jeśli i tak króluje czerń oraz czerwień. To również pozwala utrzymać odpowiedni klimat.

Zarówno autor, jak i wydawnictwo wykonało świetną robotę przy tym tytule. Wydany został w większym formacie, wyczyszczone onomatopeje, jeśli chodzi o tłumaczenie nie mam nic do zarzucenia, nie zauważyłam też ani jednej literówki. Marginesy wewnętrzne znacznie ułatwiają czytanie, nie trzeba szeroko otwierać tomiku, a na każdym z nich jest numer strony. Naprawdę, tylko pogratulować.

Muszę przyznać że jest to jedna z lepszych jednotomówek jakie czytałam na naszym rynku. Nawet jeśli nie będzie tego elementu zaskoczenia na samym końcu, myślę, że jeszcze nie raz wrócę do tego tytułu. W końcu niejeden horror oglądałam po kilkanaście razy, a przy Koszmarze Minionego Lata zawsze - mimo że film znam prawie na pamięć i dokładnie wiem kiedy to się stanie - podskakuję na samym końcu, w scenie łazienkowej. Mam nadzieję że pojawi się u nas jeszcze niejedna pozycja tego typu, ja na pewno ją kupię.

Komu mogę polecić? Na pewno osobom lubiącym opowieści "z dreszczykiem". Tym którzy lubią akcję, dobry thiller. Fanom filmów z serii wybrała się gromadka przyjaciół do lasu a teraz goni ich morderca również tytuł mógłby się spodobać. W końcu i tu i tu chodzi o przeżycie. Lubiący dobrą historię, bez względu na gatunek, też nie powinni czuć się zawiedzeni - choć wiadomo, każdy lubi co innego.

Ja na pewno zawiedziona nie jestem, a wręcz przeciwnie.
Moja ocena: 9/10

poniedziałek, 22 grudnia 2014

10 - Rewolucja według Ludwika #2

Tytuł: Rewolucja według Ludwika
Japoński tytuł: Ludwig Kakumei
Autor: Kaori Yuki
Wydawnictwo: Hakusensha
Wydawnictwo polskie: J.P.Fantastica
Gatunek/tematyka: shoujo, czarna komedia, tajemnica, romans, fantasy, przygoda, horror
Liczba tomów: 4 (seria zakończona)

Książę Ludwik wraz ze swym wiernym sługą Wilhelmem kontynuuje podróż w poszukiwaniu idealnej kandydatki na żonę. Tymczasem jego ojciec, korzystając z nieobecności syna, wprowadza w życie podstępny plan, mający na celu... pozbawienie Ludwika prawa następstwa tronu!
 
(opis z okładki mangi)
 
~Mogą pojawić się spoilery do poprzedniego tomu!~


Po lekturze pierwszego tomu Rewolucji według Ludwika myślałam że wiem już czego się mniej więcej spodziewać - kolejnych przygód naszego księcia, próbującego znaleźć dla siebie idealną narzeczoną. Cztery luźno powiązane ze sobą opowiadania których elementem wspólnym jest najczęściej Ludwik i jego służący, Wilhelm. W dużej mierze miałam rację, zapowiada się jednak na to, że oprócz tego, z czym mieliśmy do czynienia w pierwszym tomie, czeka nas coś więcej.

Gdy książę, wypełniając wolę ojca, podróżuje po świecie w poszukiwaniu idealnej, przyszłej królowej - najlepiej takiej która miałaby miseczkę E - król postanawia wykorzystać jego nieobecność. Przedstawia ludowi swoją kochankę oraz ich syna, który, w miejsce Ludwika, ma zostać jego dziedzicem. Zamiast cieszyć się z decyzji władcy - czego ten oczekiwał - wszyscy reagują wręcz przerażeniem na myśl o reakcji księcia, gdy dowie się o tym, co dzieje się w królestwie.

Biorąc pod uwagę to iż wszystkie historie są interpretacjami - albo raczej parodiami - baśni braci Grimm, mogłoby się wydawać, że to również jest dobrze znany i często przerabiany motyw. Zła macocha - tutaj jeszcze przyszła - uwiodła biednego, kochającego tatusia by ten pozbył się własnego dziecka a zamiast tego uznał jej ukochanego synalka. Myśli tylko o tym by sama zostać królową, a z syna uczynić przyszłego króla.

Jak dobrze pamiętamy, ojciec Ludwika nie jest tak kochającym tatą jak mogłoby się wydawać - w końcu czy dobry ojciec sypiałby z narzeczoną swego syna? Mógł mieć w końcu dość wybryków i rozwiązłości swojego potomka, nic dziwnego, że wysłał go w podróż w poszukiwaniu narzeczonej, to jednak nie wyjaśnia tego że uwiódł - albo raczej z łatwością dał się uwieść - jedynej dziewczynie, którą książę postanowił zabrać ze sobą do królestwa. Bez mrugnięcia okiem stwierdził że - praktycznie - wyrzeka się swego syna i chce, by jego miejsce zajął bękart, syn jego i kochanki. Wściekł się nawet na reakcję poddanych którzy nie zaczęli go wychwalać z powodu podjętej decyzji.

Może i był trochę zmanipulowany? Kto wie. Może przyszła macocha nie jest taka dobra jak się wydaje? Jeszcze za wcześnie by móc o tym mówić. Największym problemem wydaje się być jednak Juliusz, konkurent Ludwika w walce o tron. Słodki wygląd, który nijak nie pasuje do jego okropnej osobowości. To właśnie on stanie się chyba złym charakterem w tej mandze - nie dam uciąć ręki, ponieważ ojczulek ma jeszcze całe dwa tomy na to, by się wykazać. By pozbyć się księcia wynajmuje płatnych zabójców, tak aby nic nie przeszkodziło mu w osiągnięciu celu.

Aż trudno uwierzyć że taka historia jest na razie zaledwie tłem całej opowieści. Albo raczej czterech różnych opowieści. W końcu niczego nieświadomy Ludwik dalej podróżuje w poszukiwaniu tej jednej jedynej - którą najhojniej obdarzyła matka natura. Może w dalszych tomach to, co dzieje się w królestwie księcia odegra jeszcze większą rolę, spychając całą resztę na drugi plan, na razie jednak nie przerywamy podróży z naszymi bohaterami - przy okazji starając się uniknąć wynajętych morderców czyhających na życie Ludwika. Tym razem, oprócz Wilhelma, wiernego sługi, towarzyszy mu też Dorothea, znana nam z poprzedniego tomu.

Książę swą podróż rozpoczyna od odwiedzin pięknej niewiasty, uwięzionej w wieży przez złą wiedźmę. Nawet jeśli ta przyczepiła do pleców skrzydełka i stara się uchodzić za wróżkę. Roszpunka, dziewczę o pięknym głosie i równie pięknym sercu... Którego chyba trochę jej tutaj brakuje. Omal nie zjadła żywcem biednego ptaszka, stroi fochy, a swojego ukochanego z bez żalu zostawiłaby dla Ludwika. Choć akurat tutaj trudno się jej dziwić że miała do tamtego wąty, gdy stwierdził, że matka wybrała mu narzeczoną - ale nic nie szkodzi, w końcu serce już oddał Roszpunce, tak więc ta będzie mogła zostać jego kochanką! I wszyscy zadowoleni, prawda?

No więc nie do końca.

Nie jest jednak taką osobą jak księżniczki które znamy do tej pory. Na jej charakter miało wpływ  wiele czynników, jak choćby dzieciństwo, problem z włosami, oraz stan, w jakim się znajdowała.

Po Roszpunce nasz dzielny książę przez przypadek natknął się na Malenę. W końcu kto nie chciałby spróbować strzelić sobie z jakiejś starej armaty we wznoszącą się tuż obok wieżę? A że akurat w tej wierzy mieszkała księżniczka wraz ze swoją służącą... Naprawdę, zwykły przypadek.

W ramach kary ojciec na siedem lat zamknął dziewczynę w wieży. Czekała na ukochanego, księcia, dla którego poświęciła swoją wolność. I za owego księcia bierze biednego Ludwika, który, przy kolejnych próbach zaciągnięcia go przed ołtarz, ma już pewnie chęć powiedzieć "weź się kobieto ode mnie odczep". Tym bardziej że spotkawszy króla sąsiedniego królestwa - i jego córki - postanawia uczynić ją swoją żoną. Dzięki temu zakończyłaby się jego podróż. Ludwika czekają pospieszne przygotowania do ślubu który ma być już następnego dnia, atak napalonej na siebie kobiety podczas snu - zresztą nie tylko jednej, oraz ponowne spotkanie z osobą ze swojej przeszłości, dobrze znaną nam z pierwszego tomu, która przed ołtarzem zamierza odebrać jego życie.

Tu mamy do czynienia nie z jedną, ale z dwiema królewnami. Charakter każdej z nich pozostawia wiele do życzenia - oszustka oraz szalona stalkerka. Za to zakończenie całej historii... idealne wręcz, równać się z nim może tylko to z Gęsiareczki. Autorka wie co lubię. ; )

Podczas podróży Ludwik, pod postacią żaby, poznaje kolejną księżniczkę. I tylko ona może go odczarować. Tak, tym razem mamy do czynienia z Żabim Królem. Choć w tym przypadku raczej księciem. Kolejna dziewczyna która zyskuje przy bliższym spotkaniu, nawet jeśli pierwsze wrażenie naprawdę jest nieciekawe. Zarozumiała, kłamliwa paniusia. Jest jednak osobą z którą Ludwik bardzo łatwo znajduje wspólny język. Dlaczego? Trzeba się przekonać!

Oprócz dość nieprzyjemnego charakteru moją uwagę zwrócił również jej wygląd. Znacznie różni się od reszty kandydatek na żonę. Akurat mi się nie za bardzo podobała, z wyjątkiem momentów, gdy się uśmiechała. Tutaj muszę przyznać Ludwikowi rację.

Na koniec poznajemy kolejną księżniczkę, zarozumiałą damulkę, znęcającą się nad swoją służącą. Nic jej nie powstrzymuje przed tym by na wejściu skrytykować zamek przyszłego męża, dla własnego widzimisię kazać ściąć głowę swojego konia, czy wysłać biedną dziewczynę do ciężkiej pracy. Młoda Gęsiareczka jest zupełnym przeciwieństwem swej pani - miła, uprzejma, zawsze służąca pomocą. Obie są jak czerń i biel, co pokazuje nawet kolor ich włosów.

Nie wszystko jednak jest takie jak się wydaje. Szczególnie że charakter księżniczki znacznie różni się od tego co książę wyobrażał sobie czytając listy od niej. I czemu to gęsiareczka wydaje się być bardziej przywiązana do konia przyszłej królowej? Ludwik jest tutaj zaledwie zastępstwem prawdziwego księcia, odegra jednak bardzo dużą rolę w życiu całej trójki - przyszłego władcy, jego narzeczonej oraz jej służącej.

Zakończenie tej historii, myślę, że zaskoczy każdego.

Tym razem księżniczki trochę różnią się od tych, które znamy z pierwszego tomu. Nie wszystkie są wyłącznie zepsutymi panienkami. Owszem, nadal parodiują niektóre zachowania i charaktery współczesnych kobiet - nie mówiąc już o tym że całość jest jedną, wielką - ale i świetna - parodią. Tutaj, nieraz, można znaleźć w nich coś więcej. Albo to z powodu jakichś wydarzeń stały się tym, kim się stały.

Nie brak im jednak tego czegoś, za co polubiliśmy ten tytuł na samym początku.

Wydaje mi się, że Ludwik również się trochę zmienił. Po części może być to dzięki Idike, jedynej księżniczce, która coś w nim poruszyła. Jedynej której mógł dać szansę, jednak z powodu niesprzyjających okoliczności nie było im to dane. Dalej jest tym samym zarozumiałym, pewnym siebie księciem, który zainteresuje się chyba każdą kobietą, jeśli ta ma odpowiednią prezencję i duży biust. Ludwik którego znamy i uwielbiamy. Pokazuje jednak również swoje bardziej ludzkie oblicze i troskę o innych. Tak, nasz kochany książę również ma serce! Nie tracąc przy tym tego, co w nim najlepsze.

Pomińmy to że wygląda to tak, jakby posiadanie serca nie było pozytywną cechą.

Wilhelm dalej jest Wilhelmem. Ciągle naiwny, łatwo dający się oszukać, wiernie służący swemu panu. Dowiadujemy się jednak o nim ciekawej rzeczy- uwielbiają go dzieci i zwierzęta. Jedyną rzeczą która może w nim trochę irytować jest wiara w ludzi. Szczególnie w Czerwonego Kapturka...

Jak wcześniej wspomniałam, do grona głównych bohaterów, na stałe, dochodzi Dorothea. Wiedźma jest nam znana z historii o Śpiącej Królewnie. Tym razem, mając z nią więcej do czynienia, poznajemy ją lepiej. Chojnie obdarzona przez naturę masochistka, uwielbiająca eksperymentować z nowymi eliksirami - i nie tylko. Co nie do końca jej wychodzi. Kocha się w Ludwiku. Uwielbia jego sadyzm i to jak sama cierpi, gdy ten uwodzi kolejne księżniczki.

Pojawia się również Czerwony Kapturek, kontynuując swoje próby pozbycia się księcia, oraz dwie postacie, które jak na razie dopiero poznajemy - Jaś i Małgosia. Śmiem twierdzić że to dopiero początek przygód Ludwika.

W tym tomie mamy do czynienia nie tylko z parodią kobiet, ale i mężczyzn! Synalek mamusi oraz otaku. Przecież nie tylko my mamy cechy z których da się zrobić świetną parodię, czyż nie?

Nie mamy też do czynienia tylko ze znanymi baśniami. Jedyną znaną przeze mnie była Roszpunka, gdzieś tam kiedyś słyszałam o Żabim Królu oraz Gęsiareczce, zaś Dziewica Malena to dla mnie zupełna nowość. Świetnym wiec pomysłem było streszczenie każdej z opowieści na samym końcu. Mam nadzieję że będzie to kontynuowane również w następnych tomach.

Na chyba największy plus zasługuje tłumaczenie. Widać, że tłumaczowi podchodzą takie klimaty - a jeśli jednak nie, to jeszcze większe gratulacje. Wszystko czyta się lekko i przyjemnie. Całość jest zabawna, nie brak jest też polskich elementów, tak samo, jak to było w pierwszej części - tym razem jest chyba ich nawet więcej.

Jedyną rzeczą do której mogłabym się przyczepić to Krzyś który nagle stał się Cristo - w Gęsiareczce. Zdarzyły się też chyba dwie literówki i raz zjadło literkę.

Na okładce Ludwikowi towarzyszy Dorothea i Czerwony Kapturek. Z tyłu ponownie streszczenie tomiku, zaś obok kilka miniaturek niektórych postaci w formie "obrazów".

Kolejny kawał świetnej roboty - wyczyszczone onomatopeje, świetne tłumaczenie. Zawartości również nie mam nic do zarzucenia, całość podobała mi się nawet jeszcze bardziej niż pierwszy tom. A zapowiada się na to, że dalej będzie działo się jeszcze więcej. I będzie jeszcze lepiej.

Moja ocena: 9/10

sobota, 20 grudnia 2014

9 - Kuroko's Basket #1

Tytuł: Kuroko's Basket
Japoński tytuł: Kuroko no Basket
Autor: Tadatoshi Fujimaki
Wydawnictwo: Shueisha
Wydawnictwo polskie: Waneko
Gatunek/tematyka: shounen, manga sportowa, akcja, humor
Liczba tomów: 30 (seria zakończona)

Po dostaniu się do drużyny koszykówki liceum Seirin, Taiga Kagami mógł spodziewać się wszystkiego... Ale nie był przygotowany na kogoś takiego jak Kuroko. Niepozorny chłopak nie zasługuje w jego oczach nawet na chwilę uwagi, lecz tak naprawdę w gimnazjum był on członkiem najsilniejszej, legendarnej wręcz, drużyny, zwanej "pokoleniem cudów"...

(opis z okładki mangi)

Przyznam, że do ostatniej chwili nie zamierzałam kupować tej mangi.  Mam dość nieprzyjemne doświadczenie z anime, które przerwałam gdzieś w połowie - przy odcinku plażowym, czy tam basenowym. Uwielbiam sportówki jednak, jak dla mnie, największym ich minusem jest to, że za każdym razem menadżerką - bądź trenerką, jak w tym przypadku - drużyny jest dziewczyna. A potem robi się z tego dla mnie haremówka. Tych za to już zupełnie nie mogę znieść. Tam nie jest niczym dziwnym to, że dziewczyna wchodzi do męskiej szatni, gdzie grupka chłopaków się przebiera - i nikt nie reaguje. Każe im się rozbierać, śliniąc się i rumieniąc widząc ich ciała (właśnie w tym momencie, chyba przy pierwszym odcinku, odpuściłam sobie Free). Z tego powodu już dawno nie obejrzałam - albo raczej nie skończyłam oglądać - żadnego anime sportowego. Wyjątkiem jest Prince of Tennis, które znam i kocham od dawna. I nic wskazującego na haremówkę tam nie zauważyłam.

W każdym razie do Kuroko nie zamierzałam wrócić właśnie przez anime. Nawet jeśli w ekranizacji zazwyczaj bywają jakieś różnice, czy choćby fillery, i tak mniej więcej chodzi o to samo. Informację o zlicencjonowaniu tego tytułu przez wydawnictwo Waneko przyjęłam z obojętnością - mimo iż był to hit Karnawału Nowości. W pełni wystarczyło mi to, że kupię dwie inne pozycje.

Czemu więc się jednak zdecydowałam na KnB? Sama nie wiem. Zrobiłam to praktycznie w ostatniej chwili, pod wpływem impulsu. Chyba po prostu z czystej ciekawości, w końcu to tylko jeden tom, a nie zaszkodzi dać drugiej szansy.

Tytułu przedstawiać raczej nie muszę. Nie wiem czy znany jest bardziej z niesamowitych zagrań, które z czasem ze sportem mają coraz mniej wspólnego, czy z graczy - jeden przystojniejszy od drugiego - łączonych ze sobą przez fanki, w najróżniejszy sposób. Fanowskich prac, zarówno yaoi, jak i shounen-ai, jest w internecie mnóstwo. Zniechęca to w dużej mierze męską część, która "żadnego gejostwa czytać nie chce". Słusznie? Nie sądzę. Kuroko skupia się głównie na koszykówce, żadnych romansów między graczami nie zauważyłam. Podobnie jak fanservice'u. Połączyć za to ze sobą dwóch przypadkowych facetów nie trudno, a gdy jest ich do dyspozycji jeszcze więcej... trudno więc je winić. Nie brak jednak akcji, jest dość dużo humoru, który stanie się dla mnie chyba największym plusem tej pozycji.

Pierwszy tomik jest wstępem do całej, dość długiej, bo mającej aż 30 tomów historii. Poznajemy tutaj Kagamiego, bardzo dobrze zapowiadającego się gracza, który przyjechał ze Stanów. Pierwszą rzeczą którą chce zrobić w nowej szkole to zapisać się do klubu koszykówki, z zamiarem zostania najlepszym graczem w kraju. Co takie trudne być nie powinno, bo przecież japońska koszykówka ma znacznie niższy poziom niż amerykańska - według niego. Może trwałby w tym przekonaniu trochę dłużej gdyby do drużyny oprócz niego nie trafił Kuroko, niegdyś będący szóstym członkiem drużyny zwanej Pokoleniem Cudów - niepokonanej, składającej się z najlepszych graczy, którzy po gimnazjum rozdzielili się i każdy trafił do innego liceum. Wbrew oczekiwaniom wszystkich, Kuroko okazuje się taki... nijaki. Nie tak wyobrażali sobie legendarnego gracza. Kagami również czuje się rozczarowany, myśląc, że reszta jest na podobnym poziomie. Przynajmniej do czasu gdy Kuroko nie odkrywa przed resztą drużyny swej umiejętności. Stwierdza że na razie Kagami nie jest w stanie dorównać jego byłym kolegom z drużyny, jednak zrobi wszystko, by pomóc mu w osiągnięciu celu. Szybko będą w stanie przetestować działanie swojej współpracy w praktyce, ponieważ trenerka umówiła ich na mecz towarzyski z innym liceum, do którego trafił kolejny członek Pokolenia Cudów - Kise.

Na plus są na pewno postacie, a przynajmniej większość z nich. Szkoda tylko że trochę pominięto resztę drużyny Seirin, jakby, z wyjątkiem Kagamiego i Kuroko nie byli dość ważnymi postaciami. Ale to dopiero pierwszy tom. Z czasem, może dowiemy się o nich czegoś więcej - w końcu to właśnie oni będą towarzyszyć naszym bohaterom na boisku przez następne 29 tomów. Oby nie tylko towarzyszyli, a pokazali, co potrafią!

Kuroko jest dość ciekawą osobą - jeśli już się go zauważy. Z jakiegoś powodu wszyscy go ignorują, choć nie robią tego celowo. Nie zwraca na siebie uwagi, co czasami irytuje jego znajomych - gdy pojawia się "znienacka" - nawet jeśli stoi tam już od x czasu - lub gdy znika, nie poinformowawszy o tym.

W gimnazjum był jednym z członków Pokolenia Cudów, choć nie każdy wiedział o istnieniu Szóstego Członka. Nawet reporterzy z gazety, robiąc artykuł o legendarnej drużynie, zapomnieli o nim wspomnieć. Umiejętność ta przydaje się za to na boisku, gdy znikąd pojawia się by przejąć piłkę, a następnie podać ją dla któregoś z kolegów ze swojej drużyny. Choć od dawna uwielbia koszykówkę wydaje się, że dopiero teraz, w liceum Seirin, poznał tę grę od nowa, gdy liczą się nie tylko indywidualne umiejętności - jak to było w gimnazjum - a gra zespołowa.

Wiążę z tą postacią duże nadzieje ponieważ polubiłam ją już w anime. I szkoda było mi się z nią rozstawać. Jestem ciekawa jak zostanie poprowadzona w dalszych tomach, oraz tego, jak się rozwinie - zarówno jeśli chodzi o umiejętności, jak i o samego Kuroko jako osobę.

Kagami jest jego przeciwieństwem. Żywy, utalentowany, trudno go nie zauważyć - w dużej mierze przez jego wzrost. Przed rozpoczęciem nauki w liceum Seirin uczył się i trenował w Stanach, tak więc trenerka drużyny od początku wiązała z nim wielkie nadzieje. Jest najprawdopodobniej najbardziej uzdolnioną osobą w drużynie, mimo że jest dopiero w pierwszej klasie.  Uważa że nie ma sobie równych, więc początkowo patrzy z góry na innych graczy... albo raczej samą grę. Słysząc o tajemniczym Pokoleniu Cudów w końcu ma nadzieję na godnych rywali.

Nie stroni od pojedynku z silniejszymi przeciwnikami, wręcz przeciwnie - uważa że dzięki temu jest lepsza zabawa, a nawet, jeśli przegra, to nic nie szkodzi. Można by sądzić że woli grać sam i w pojedynkę odnosić zwycięstwa, lecz praktycznie bez słowa sprzeciwu przystaje na propozycję Kuroko o współpracy na boisku. Co więcej - ta współpraca nawet świetnie im wychodzi.

Choć mogłoby się wydawać że nie jest zbyt miłą osobą, to jednak ciężko go nie lubić. Dość pozytywna postać, która wnosi dość dużo humoru, nawet, jeśli to nie jest jego zamiar.

No i jest jeszcze Kise, kolejny członek Pokolenia Cudów, as drużyny będącej pierwszym przeciwnikiem Kuroko i Kagamiego. W koszykówkę gra zaledwie od dwóch lat, jednak ma do tej gry wrodzony talent, przez co nawet z tak małym doświadczeniem jest bardzo groźnym przeciwnikiem. Posiada umiejętność kopiowania ruchów innych i to z dużo większą siłą.

Uwielbiany przez dziewczyny, które cały czas tłumnie go otaczają. Gdy gra większość widowni zajmują właśnie jego fanki. Dość często się wygłupia, poważny jest chyba tylko podczas meczu. Ma słabość do Kuroko którego chce przekonać do dołączenia do jego drużyny - trochę za późno, ponieważ ten obiecał już pomoc w osiągnięciu szczytu dla Kagamiego.

Wiele więcej powiedzieć o nim nie można, ponieważ w pierwszym tomie pojawia się dość krótko - wszystko skupia się bardziej na dwójce pierwszaków ze szkoły Seirin, choć Kise i tak odegra dużą rolę w przyszłości. Może już w drugim tomie dowiemy się o nim czegoś więcej.

Z bardziej istotnych postaci można jeszcze wymienić Riko Aidę, uczennicę drugiej klasy, będącą również trenerem drużyny koszykówki. Wszystkiego co umie nauczyła się od swego ojca - zawodowego trenera. To właśnie ona jest osobą przez którą porzuciłam anime i omal nie zrezygnowałam z tego tytułu, tak więc trudno w moim przypadku o obiektywność. Jest jak na razie jedyną postacią której nie darzę pozytywnymi uczuciami.

Na pewno wielkim plusem tej pozycji jest humor. Nie tylko w samej historii, ale i w dodatkach - kilku kadrach umieszczonych po każdym rozdziale, czy też na samym końcu tomu. Świetne są również momenty z nagłym pojawianiem się i znikaniem Kuroko, a nawet szukaniem go, gdy ten stoi tuż obok. Nawet jeśli nie szuka się mangi sportowej, a tylko czegoś lekkiego, wesołego, pozytywnego, jest to idealna rozrywka. Przynajmniej z tego co można sądzić po tym pierwszym tomie.

Miejscami może trochę przeszkadzać kreska, a szczególnie oczy - które praktycznie przy każdym zbliżeniu twarzy wyglądają tak, jakby postać miała zeza. Nie wiem jak to wygląda potem, może się zmieni, da się jednak do tego przyzwyczaić, albo raczej ignorować - szczególnie gdy więcej się dzieje i wszystko skupia się na samej akcji.

W tomiku można zauważyć kilka krzaczków, chyba jedna strona jest źle przycięta, zaś na innej nie zmieścił się kadr. Więcej minusów nie zauważyłam, co najwyżej plusy.

Jednym z nich jest na pewno tłumaczenie. Wiem, że na początku wielu osobom nie podobał się brak spolszczenia "Kurokocchiego". Sama nie stałam za żadną ze stron, nie wiem też, jak mogłaby wyglądać inna wersja imienia głównego bohatera, jednak ostateczny efekt i tak mi się podobał. Podobnie jak pozostawienie niektórych nazw zagrywek po angielsku, z przypisami.

Ciężko gdybać, bowiem nie wiadomo jak wszystko wyglądałoby w innej, spolszczonej wersji. Ważne, że teraz jest dobrze. Przynajmniej dla mnie, bo słyszałam o osobach które przez samo pozostawienie "Kurokocchiego" postanowiły zrezygnować z tego tytułu.

Pozytywnie ocenić mogę również okładkę - szczególnie papier z jakiego jest wykonana, mam nadzieję że reszta tomów również będzie takich "giętkich", prawie że "kieszonkowych". Oraz opis tomiku zamieszczony z tyłu, choć gdyby nie on, byłoby tam trochę pusto.

Na samym początku wspomniałam iż wraz z wydaniem Waneko, postanowiłam dać Kuroko drugą szansę. Została ona wykorzystana? Jak najbardziej, przynajmniej ten pierwszy tomik. Czy dam szansę następnym tomom? Prawdopodobnie tak, a już na pewno drugiemu. Żałuję tylko że swoją przygodę z KnB rozpoczęłam właśnie od anime, ponieważ teraz podeszłabym do tego bardziej przychylnie. Manga zapowiada się jednak o wiele lepiej niż jej ekranizacja, mam wiec nadzieję iż tak będzie dalej, a może i dotrwam aż do końca.

Polecam ją jednak wszystkim, którym spodobało się anime. Tym, którym - tak jak mi - coś nie odpowiadało, również. Ciężko ocenić po samym wprowadzeniu do historii, ale całość zapowiada się na pewno lepiej. Jest to też pozycja warta poznania dla tych, którzy chcą w końcu przeczytać po polsku jakąś mangę sportową. Może, widząc dość duże zainteresowanie, doczekamy się i innych tytułów. Jest to bowiem, pewnego rodzaju eksperyment wydawnictwa - tak długa manga sportowa. Osoby szukające wesołej, humorystycznej mangi również znajdą coś dla siebie. Przystojni koszykarze na pewno spodobają się czytelniczkom, zaś dużo akcji - i sportu - czytelnikom. Yaoistki również znajdą coś dla siebie, bowiem możliwości parowania bohaterów są praktycznie nieograniczone. Innych to jednak zniechęcać nie powinno, ponieważ  tej mandze nie znajdziemy podobnych wątków.

Przed nami jeszcze 29 tomów, wszystko przed nami, ale warto dać szansę Kuroko. Ja również dałam i, jak na razie, nie żałuję.
Moja ocena: 8/10

piątek, 19 grudnia 2014

8 - Złamane skrzydła #1

Tytuł: Złamane skrzydła
Japoński tytuł: Saezuru Tori wa Habatakanai
Autor: Yoneda Kou
Wydawnictwo: Taiyo Tosho
Wydawnictwo polskie: Kotori
Gatunek/tematyka: akcja, dramat, yaoi
Liczba tomów: 2+ (seria ciągle wychodząca)
Ograniczenie wiekowe: +18

Yashiro - prezes firmy Shinsei i szef gangu Shinseikai - jest uzależnionym od seksu masochistą, ale do tej pory trzymał ręce z dala od podwładnych. Sytuacja ulega zmianie, kiedy pojawia się nowy ochroniarz, Doumeki Chikara. Istnieje jednak powód, który nie pozwala Doumekiemu spełnić oczekiwań szefa. Tak zaczyna się historia dwóch mężczyzn, którzy - mimo trudnej przeszłości - uczą się żyć na nowo.

 (opis z okładki mangi)

O Złamanych skrzydłach słyszałam przed informacją o wydaniu tego tytułu przez wydawnictwo Kotori. Słyszałam, jednak nie czytałam. Zniechęciła mnie trochę okładka, a gdy raz, mimo wszystko, postanowiłam zerknąć na przykładowe strony, bardzo szybko odpuściłam. Tym bardziej cieszę się więc, że manga została wydana, a ja, przez liczne pozytywne opinie, postanowiłam ją kupić. Wiele bym straciła gdybym się jednak na to nie zdecydowała, ponieważ jest to tytuł naprawdę wart przeczytania - co prawda dla osób dla których yaoi to nie nowość i które miały już z tym gatunkiem trochę do czynienia.

Tę mangę wyobrażałam sobie inaczej - dużo seksu, głównie tego ostrzejszego, mniej fabuły. Kolejny raz się pomyliłam, ale i tym razem wyszło to na dobre. To właśnie fabuła odgrywa tu najważniejszą rolę, a choć seksu - i innych czynności seksualnych - tu nie brak, czytelnik bardziej skupia się na bohaterach, ich historii, relacjach między nimi oraz rosnącemu przywiązaniu między Yashiro, szefem gangu, a jego ochroniarzem, Doumekim. O jakimkolwiek uczuciu jeszcze trudno tu bowiem mówić, przynajmniej ze strony tego pierwszego, ale wszystko przyjdzie z czasem. Mam nadzieję.

Motyw yakuzy dość często pojawia się w mangach yaoi. Coraz trudniej więc znaleźć coś nowego, oryginalnego. Historia przedstawiona w Złamanych skrzydłach znacznie się jednak wyróżnia spośród innych. Dlaczego? Chyba dlatego, że w każdej znanej mi mandze w których główną rolę odgrywa japońska mafia nie spotkałam się z tym, by szef grupy był masochistą. Wręcz przeciwnie, raczej są to sadyści, którzy agresją zmuszają swoich przyszłych partnerów do seksu. Z czasem pojawia się uczucie, coraz większe i większe, aż ostatecznie, najczęściej, yakuza łagodnieje. Może i w tym przypadku Yashiro nie brak sadystycznych skłonności, jednak zdecydowanie bardziej woli on dawać - im więcej, mocniej i bardziej perwersyjnie tym lepiej - niż brać. Problem pojawia się wtedy gdy z powodu nowego osobistego ochroniarza chce złamać swoją zasadę by nie sypiać z podwładnymi. To mu jednak w niczym nie przeszkadza by chociaż próbować, prawda?

Yashiro to... Yashiro. Trudno znaleźć odpowiednio opisujące go określenie, ponieważ we wszystkim, o czym pomyślę, wydaje się czegoś brakować. Jeszcze chyba nigdy nie spotkałam się z taką postacią jak on. Nie miał łatwego dzieciństwa, co w dużym stopniu zaważyło na tym, jaki jest teraz. A teraz jest... aż mam ochotę zacytować jedno z określeń, którymi posłużył się Doumeki rozmawiając ze swoim nowym szefem. Perwers? Zboczeniec? Masochista? Aż sama dziwiłam się jak ktoś może być tak elegancką, dumną osobą i dawać się w tak poniżający sposób zabawić innym facetom. Nie wstydzi się swojej przeszłości, tego, co robi, a nawet jeśli ktoś chce z niego kpić nawiązując do tych dość... ciekawych skłonności mężczyzny, to właśnie Yashiro zostaje górą przez swoją umiejętność operowania słowami, pokazując, że zdanie innych ma gdzieś i dalej będzie robił to, co robi. Zresztą jego zdaniem nie ma się czego wstydzić, a więc i nie ma za bardzo nic do stracenia. Trochę inne zdanie mają na ten temat niektórzy jego podwładni, przypominając mu, że szef jest twarzą całej grupy, a wszelkie niekorzystne słowa na jego temat tyczą się wszystkich.

Nie wiem czy, gdyby nie wydarzenia z przeszłości, Yashiro dalej przejawiałby takie skłonności. Nie wiem kim by był, gdyby, w czasie liceum, wyznał uczucia swemu przyjacielowi, a ten je zaakceptował. Nigdy się tego nie dowiemy. W każdym razie mimo iż ten sam jest zadowolony z tego, kim się stał, jest postacią, której mi naprawdę żal. Mam nadzieję, że Doumeki mu pomoże. Pomogą sobie nawzajem.

Mówiąc o Doumekim - zapowiada się na idealnego yakuzę. Odpowiedni wygląd, odpowiednie imię i nazwisko. Chłodna postawa, no i te oczy...

Z Yashiro łączą go dwie rzeczy. Pierwszą jest trudna przeszłość. Mężczyzna, najpierw z powodu nieodwzajemnionej miłości oddalił się od rodziny, a potem, stając w obronie siostry, przekreślił swoją karierę w policji i trafił do więzienia. Teraz, nie mając innego wyboru, dołączył do yakuzy. Drugą rzeczą jest styczność z gwałtem na nieletnim. Na szczęście sam nie był ofiarą, jednak to wydarzenie odcisnęło na nim piętno.

Jest zamknięty w sobie, nie okazuje uczuć, do wszystkiego podchodzi ze spokojem - można by powiedzieć obojętnością. Nie ważne czy chodzi o robienie za chłopca na posyłki czy o to, że jego szef robi mu dobrze. Tylko raz jesteśmy w stanie zobaczyć jak traci nad sobą kontrolę, z powodu swojej siostry. Niestety ciągle nie wiemy o nim za wiele, nie jest zbyt chętny do wyjawiania swoich tajemnic - jedyną, którą był w stanie się podzielić to to, że podoba mu się wygląd Yashiro - mam więc nadzieję, że w następnych tomach dowiemy się o nim czegoś więcej.

Ciężko jeszcze dojść do tego które postacie okażą się istotniejsze w dalszej części historii. Sądzę jednak iż nie raz jeszcze usłyszymy o siostrze Doumekiego, która ponad życie kocha swego brata i czuje się winna z powodu tego, kim ten się stał. Jej brat, choć stara się tego nie okazywać, również się o nią troszczy. To właśnie z jej powodu pierwszy - i na razie jedyny - raz podniósł rękę na swojego pracodawcę. Co prawda ten nie miał nic przeciwko, a nawet mu się to spodobało.

Jest jeszcze Misumi, były kochanek oraz były przełożony Yashiro. Teraz mają bardziej braterskie relacje. Obecny szef gangu ma jednak ciągle u niego specjalne względy. Opuścił grupę Shinseikai, by zająć wyższe stanowisko w innej, teraz jednak chce, by Yashiro ponownie do niego dołączył. No i Hirata, który - chyba - zajął miejsce Misumiego, przynajmniej tak zrozumiałam. Nie darzą się jednak żadnymi pozytywnymi uczuciami, wręcz przeciwnie.

Oprócz głównej historii w mandze są jeszcze dwa oneshooty. Jeden mający miejsce prawdopodobnie tuż przed głównym wątkiem, w którym główną rolę odgrywa lekarz gangu, będący również przyjacielem z dzieciństwa Yashiro. Z jego pomocą najpierw utknął w jednym mieszkaniu z potencjalnym członkiem Shinseikai, by w końcu odnalazł miłość. W drugim możemy zobaczyć szefa yakuzy za czasów liceum, gdy przeżywał swoje pierwsze zauroczenie. Może to trochę za wiele powiedziane, jednak na pewno nie była to miłość, a możliwość odbycia delikatniejszego stosunku tylko z nim coś jednak znaczy.  Zamiast odnalezienia miłości dowiedział się o sobie czegoś innego, z czego nie zdawał sobie wcześniej sprawy.

Z wyjątkiem pierwszego opowiadania, cała historia widziana jest oczami Yashiro.  Wydaje się to dość ciekawym zabiegiem.

Ciekawie został pokazany również temat yakuzy. Japońska mafia nie jest tutaj tylko tłem dla głównego bohatera, by pokazać, czemu jest takim zimnym draniem, w którym ciężko się nie zakochać. Pomimo środowiska w jakim rozgrywa się akcja odpowiednio wyważona jest liczba przekleństw - ani za dużo, ani za mało. Nawet jeśli nie ma ich tyle, ile mogłoby się wydawać sięgając po taką mangę, wszystko wygląda naturalnie.

Na wielki plus jest też tytuł. Wydawnictwo Kotori, przed premierą, nie skąpiło czytelnikom różnych smaczków. Między innymi tytułami, głównie humorystycznymi, w poszukiwaniu tego jedynego. Złamane skrzydła są trafionym wyborem i nie sądzę, by jakikolwiek inny był bardziej trafiony. Odnosi się nie tylko do, jak mogłoby się wydawać, problemu Doumekiego. Tyczyć się może dwójki głównych bohaterów oraz tego, jak pewne wydarzenia z przeszłości sprawiły ze poszli zupełnie innymi drogami, niż mogliby pójść.

Chyba największym minusem, przynajmniej moim zdaniem, jest okładka. Przynajmniej mnie tyle czasu zniechęcała i, gdyby nie opinie przeczytane w internecie i zachwyty nad wydaniem tego tytułu, pewnie nie kupiłabym tej mangi. Nawet jeśli w swoim zbiorze posiadam prawie wszystkie pozycje yaoi i shounen-ai wydane w ostatnim czasie. Stopa, tuż przy ustach leżącego na ziemi mężczyzny nie wygląda zbyt zachęcająco. Przynajmniej z tyłu jest opis tomiku, co ma miejsce chyba w każdej pozycji tego wydawnictwa. Tomik został wydany bez obwoluty, za to z okładką ze skrzydełkami.


Tłumaczenie jest naprawdę dobre, w dużej mierze ze względu na odpowiednie użycie przekleństw. Zauważyłam chyba tylko jeden błąd, gdy o siostrze Doumekiego napisano w formie męskiej. Nie wiem też czemu na samym końcu, na stronie reklamującej Zakochanego Tyrana, napisano, że tom ósmy wychodzi w grudniu tego roku. Naprawdę bym się ucieszyła gdyby to była prawda, bowiem czekam aż siódmy tom do mnie dojdzie, a możliwość przeczytania ósemki zaraz potem... Więcej do szczęścia już nie potrzeba.

Zwrócić uwagę mogłabym jeszcze na to, że trochę prześwituje z drugiej strony kartki. Były też dwa przypisy które przez umieszczenie z wewnętrznej strony kartki były dość ciężkie do odczytania. I to chyba tyle z moich narzekań.

Nie jest to na pewno tytuł który można polecić dla osoby chcącej rozpocząć swoją przygodę z yaoi, bądź po prostu ciekawej, z czym się to je. Jest to chyba jednak tytuł obowiązkowy dla osób, które szukają w mangach z tego gatunku czegoś więcej niż tylko fapuły. Mamy tu bowiem do czynienia z naprawdę ciekawą historią, ciekawie przedstawionym, nawet jeśli dość spokojnym zbliżaniem się do siebie bohaterów. Ciekawymi postaciami, trudnymi charakterami, radzeniem sobie z przeszłością. Teraz żałuję że na samym początku oceniłam go po okładce i, mam nadzieję, inni nie uczynią tego błędu.
Moja ocena: 9/10

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...