sobota, 4 czerwca 2016

Nowości wydawnictwa Dango

Wydawnictwo Dango w ostatnich dniach postanowiło uszczęśliwić swoich czytelników, zapowiadając dwa tytuły z serii Boys Love - Hidamari ga Kikoeru oraz Yamada to shounen. Ogłosiło również że to nie koniec nowości i tylko czeka na pisemną wersję umowy mangi Girls Love.

Tutuł: Hidamari ga Kikoeru
Polski tytuł: Usłyszeć ciepło słońca
Autor: Fumino Yuki
Ilość tomów: 1 (posiada sequel)
Gatunek: shounen-ai, okruchy życia, szkolne życie
Premiera: sierpień 2016
Ilość stron: 188
Format: 128x182
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Cena: 21,90

- Ej, on nie słyszy, co nie?

Kouhei ma problemy ze słuchem. Z tego powodu zdarzają mu się nieporozumienia i nie potrafi nawiązać bliskich kontaktów z otoczeniem. Student stopniowo zaczyna trzymać ludzi na dystans.
W takim momencie Kouhei spotyka kolegę z roku - do przesady pogodnego i mówiącego co mu ślina na język przyniesie, Taichiego. To właśnie jego słowa - "to, że nie słyszysz, to nie twoja wina!" - ratują Kouheia w bardzo trudnym momencie.

Więcej niż przyjaźń, nie do końca miłość.
Znajomość, która na zawsze zmieni Kouheia.

Wydawnictwo ma w planach wydanie sequela. Tytuł zaś nie będzie dostępny w Empikach. 

Tutuł: Yamada to shounen
Polski tytuł: będzie
Autor: Mita Ori
Ilość tomów: 1 (zakończona)
Gatunek: yaoi, dramat, romans, okruchy życia
Premiera: listopad 2016 (Tsuru Japan Festival)
Ilość stron: 224
Format: 128x182
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Cena: 21,90

"Dlaczego nie staniemy się kimś więcej niż tylko przyjaciółmi?"

W wigilijny wieczór, Yamada (26 lat) znajduje na ulicy zapłakanego i pijanego ucznia liceum. Chihiro jest młodym chłopcem, zaniepokojonym tym, że pociągają go osoby tej samej płci...

Heteroseksualny dorosły i homoseksualny licealista.
Dwoje ludzi, którzy spotkali się przez przypadek, zbliża się do siebie pomimo różnic, które ich dzielą. 

sobota, 14 maja 2016

Podsumowanie kwietnia 2016

Ostatnio miałam trochę cięższy okres, prawdopodobnie jeszcze przez 2-3 tygodnie nie będzie żadnej recenzji. I mimo, iż trzy zaczęłam, wypadałoby chyba przypomnieć wszystkie trzy tomy, by zawrzeć w nich to, co chciałam.

Jednak brak czasu na czytanie i pisanie w niczym nie przeszkadza w zakupach.


23 tomy, w tym jedna light novelka. W skrócie: wielki powrót Ringo Ame (Zawrócić czas ##2, Lucny Number 13 #1), Pyrkonowe premiery wydawnictwa JG (Fairy Tail #1-2, Ajin #1, LN Log Horizon #1), efekty współpracy wydawnictw Kotori i JPF (Blame! #1 oraz Rycerze Sidonii #1) oraz lekkie nadrobienie zaległości (Fullmetal Alchemist #4, Sekaiichi Hatsukoi #4, Love Stage! #5, Uśpiony księżyc #2, Złaname skrzydła #3,Książę Piekieł #5, No.6 #8, Gangsta #2, Atak Tytanów; Bez Żalu #2) i spróbowanie kilku nowych tytułów (Horimiya #1-2, Totally Captivated #1, Wzgórze Apolla #1, Aother #1-2).

Już się nie mogę doczekać aż w końcu będę miała więcej czasu i to wszystko przeczytam... <3 A w maju chyba w końcu trochę zaoszczędzę, bo w końcu miesiąc, który zapowiada się dość skromnie. xD

piątek, 8 kwietnia 2016

Podsumowanie marca 2016

Miało być krótko - miało. W końcu marzec, tuż przed Pyrkonem, na którym będzie wiele premier i wtedy się obkupię. Tak więc na spokojnie:


No.6 #7 wraz z bookletem dla prenumeratorów. Wydatek prawie żaden, bo tak jak zapłaciłam na samym początku za cała serię, tak teraz tylko obieram kolejne tomy co dwa miesiące. Akurat tu bardziej od samej magi cieszę się chyba z dodatków... mimo że z lekturą jestem baaardzo w tyle.


Jak nietrudno się domyślić, na jednej mandze się nie skończyło i mimo że na początku nie zamierzałam kupować Requiem Króla Róż #1, skusiłam się w ostatniej chwili. Tak, przyznam, że głównie przez plakat...

Tutaj powinien być koniec, ale nie ma tak dobrze. Uznałam, że w końcu trzeba choć trochę nadrobić zaległości (albo raczej kupić nowości) i już niedługo w mojej kolekcji znalazło się kolejnych pięć mang:

 

To, że w moim koszyku znalazł się Green Blood #3 chyba nikogo czytającego mojego bloga nie zdziwi. W sumie to głównie przez tę mangę złożyłam zamówienie szybciej niż zamierzałam. Powiem jedno - było warto. Aby braciom Burnes nie było tak samotnie, w koszyku znalazł się jeszcze jeden seinen z wydawnictwa J.P.F, Gra w Króla #1. Tytuł na który tak czekałam, jednak opinie na jego temat są tak złe... że aż musiałam kupić, by sama się przekonać. Zobaczymy jak to będzie. : )


Mroczniejszych klimatów ciąg dalszy, czyli Gangsta #1 oraz Szkolne życie! #1, dwie nowości Waneko. Dla pierwszego tytułu specjalnie zrezygnowałam z anime (wolę zapoznać się najpierw z oryginałem), a drugiego... miałam nie brać, a jednak. Przekonało mnie przekartkowanie tomiku w Empiku i postanowiłam spróbować. Tak jak słodkie dziewczynki raczej nie są dla mnie, tak zombie już tak. ; )


Jako ostatnia (choć nie najgorsza, żeby nie było) jest manga spod szyldu Jednotomówek Waneko, czyli Koledzy z klasy. Lubię shounen-ai, jednak zastanawiałam się nad zakupem z powodu kreski. Zdecydowałam się, przejrzałam... i chyba nie będzie tak źle jak sądziłam.

Koniec? Tak, powinien być. Nadeszły jednak święta, a wraz ze świętami... promocje, czyli coś, co kobiety lubią najbardziej. Swoje świąteczne zakupy podzieliłam jednak na dwie części - jedna przyszła teraz, druga w połowie kwietnia, wraz z Pyrkonowymi nowościami. Skupiłam się na pierwszych tomach niektórych serii by sprawdzić z czym to się je, a może się w coś wciągnę? Szansę zawsze warto dać. Tak więc musiałam zrobić miejsce na kolejnych 13 tomów.


Na pierwszy ogień poszedł Berserk #1-3, do którego przymierzałam się od dawna. Tyle osób zachwyca się tym tytułem, wcześniej tyle wyczekiwało... A nawet ci, którzy na początku podchodzili z dystansem ostatecznie twierdzili, że się wciągnęli. Oczekiwałam na promocję, doczekałam się, kupiłam i to chyba kwestia czasu, aż będę na bieżąco z polskim wydaniem. xD


Angel Sanctuary #1-3 sama nie wiem czemu znalazło się w koszyku. Czytałam opinie o irytującej głównej bohaterce, do tego zniechęcał mnie związek kazirodczy. Kaori Yuki polubiłam jednak za sprawą Rewolucji według Ludwika, do tego można podobno pozachwycać się męskimi postaciami, a jak sama manga... zobaczymy.


Nie lubię ecchi, ale gdy przeglądałam jakiś tomik w Empiku nie widziałam w Tasogare #1-2 za wiele sytuacji typowych dla tego gatunku. Zadałam pytanie na asku wydawnictwa ciekawa czy warto spróbować i ostatecznie się zdecydowałam. Przejrzałam i zapowiada się ok, narzekać chyba nie powinnam. Chyba. xD


Kobato #1-2 miałam nie kupować. Bo nudne, bo nic się ne dzieje. Jednak ostatecznie za pierwszymi tomami przemówiło kilka rzeczy: Clamp, pojawia się postać z mangi Wish, będę miała słodziuchne coś na zły humor, no i, co najważniejsze, cały czas żywię nadzieję na to, że J.P.Fantastica nie zrezygnuje z Clampa i w mojej kolekcji znajdzie się kiedyś Tsubasa Chronicle.


Wspominałam że nie lubię ecchi, prawda? Więc do tej pory nie wiem czemu się skusiłam na Dragons Rioting #1. Chyba kolejny raz zawinił Empik, gdzie trafiłam na fajną scenę akcji... a gdy tomik do mnie dotarł, jak na złość widziałam same sceny w saunie czy tam w łazience. Jednak kupiłam, jeszcze nie skreślam, zobaczę. Mandze towarzyszy Strażnik domu Momochi #3, gdzie jedynka jeszcze przede mną, ale jestem świetnie przygotowana na wypadek, gdyby tytuł mnie wciągnął. :D


No i w końcu naprawdę ostatnia pozycja - Ilegenes; Ścieżki Obsydianu #5. Choć i tu całość przede mną, skusiłam się na ten tom by zakończyć serię.

Ostatecznie z jednej mangi zrobiło się 20. To niby kwiecień miał być bogaty w nowości, a nie wiem nawet, czy dorówna marcowi... ; ) Chyba nie jest źle, raczej nudzić się nie będę.^^

poniedziałek, 28 marca 2016

30 - Green Blood #2

Tytuł: Green Blood
Japoński tytuł: Green Blood
Autor: Masasumi Kakizaki
Wydawnictwo: Kodansha
Wydawnictwo polskie: J.P.Fantastica
Gatunek/tematyka: seinen, western, akcja, dramat
Liczba tomów: 5 (seria zakończona)
Ograniczenie wiekowe: +16
Mogą pojawić się SPOILERY do poprzedniego tomu!

Gdy Grim Reaper oszczędził życie Kippa McDowellowa nie spodziewał się, jakie ta decyzja przyniesie konsekwencje nie tylko dla niego, ale i dla jego brata oraz całej dzielnicy Five Points. Niewiele w końcu brakuje do wywołania wojny między dwoma wrogimi gangami, uważającymi siebie za najsilniejsze i najbardziej wpływowe. Czy uda się jej zapobiec? Jaką rolę w tym wszystkim odegrają bracia Burnes?

Coś nie mam szczęścia do Green Blood. Gdy tylko przyszedł do mnie tom drugi wszystko stawało mi na przeszkodzie by go przeczytać, a potem napisać o nim kilka słów - przeziębienie, okres przedświąteczny zarówno w domu jak i pracy, teraz znowu przeziębienie - akurat jak przyszedł tom trzeci. Ale nie dam się tak łatwo i nawet chora jestem w stanie wyrazić swój zachwyt nad braćmi Burnes, a leżąca na regale tuż przy łóżku kolejna część jest idealną motywacją do jak najszybszego wyzdrowienia. Po ten tytuł wolę sięgać zdrowa, by móc skupić się na treści, a nie lekach czy chusteczkach.

Brada Burnesa spotykamy dokładnie w tym samym miejscu, w którym zostawiliśmy go na koniec pierwszego tomu. Sekundy dzieliły go od zabicia Kippa McDowella, syna szefa Grabarzy. Pewnie nie tylko ja nie mogłam doczekać się kolejnej brutalnej sceny z nim i dużą ilością jego krwi w roli głównej. W każdym razie nie było nam dane tego zobaczyć, Grim Reaper po raz kolejny pokazał że w jego życiu jest coś o wiele cenniejszego niż własna satysfakcja, duma czy zemsta. Tak, chodzi oczywiście o jego brata.

Ciężko powiedzieć czy Luke jest jego słabością czy wręcz przeciwnie - siłą. Gdy życie chłopaka jest zagrożone legendarny morderca nie bacząc na nic leci go ratować. Pomijając to, że jego działania mogą spowodować największą wojnę jaka odbyła się w dzielnicy Five Points, w której życie stracić mogą dziesiątki, czy nawet setki. W głowie ma tylko swojego ukochanego braciszka, którego przyrzekł chronić. Jak łatwo wciągnąć go w pułapkę... Za to jedną rzecz trzeba mu przyznać - gdy chodzi o życie Luke'a, nie zawaha się przed niczym, a już na pewno przed większą ilością morderstw. I to w jakim stylu!

Główny bohater dalej odgrywa rolę bad gyua, mającego również swoją ludzką, wrażliwszą stronę. Po części właśnie dlatego uważam, że Luke działa na niego pozytywnie - dzięki niemu Brad pozostaje człowiekiem i pomimo tylu okropieństw których był świadkiem, których sam się dopuścił, nie utracił ludzkich uczuć. Choć rzadko je okazuje... Ale jednak. W takich chwilach woli się skryć i pomyśleć w samotności, przy grobie matki. Co mi się trochę nie podoba to to, że należy do postaci niepokonanych. Od razu wiadomo że z każdej walki wyjdzie zwycięsko, choćby walczył z całą uzbrojoną bandą najlepiej wyszkolonych morderców. A przynajmniej takie mam wrażenie, bo tutaj w sumie od początku do końca byłam pewna że wszystko dobrze się skończy, brak było tej odrobiny niepewności... choć nie powiem, całość trzymała mnie w napięciu od początku do końca, przez co lekturę mangi skończyłam w bardzo krótkim czasie.

Luke to... dalej te sam Luke. Cały czas dobry, cały czas niewinny - tak niewinny, że sam widok nagiej kobiety doprowadza go do omdlenia. Dzieciak który ani trochę nie pasuje do dzielnicy w której mieszka i chyba nie będzie w stanie się dostosować do życia w Five Points. Żyje tylko pracą i zarabianiem tych marnych pięćdziesięciu centów, które płacą za cały dzień ciężkiej harówy. Jak na razie lubię go głównie za to jaki wpływ ma na Brada i cały czas nie tracę nadziei, iż jeszcze pokaże nam jaj... charakter. Po pewnym odkryciu jest na to dość duża szansa w kolejnych tomach.

Emma dalej jest postacią, która mnie najmniej rusza. Jest to jest, nie ma - jeszcze lepiej. "Dobra dusza" w Green Blood, idealnie pasująca do Luke'a. Pojawiała się głównie po to by dać wsparcie duchowe, okazywać troskę, służyć słowem i dobrą radą oraz pokazywać że nawet w najgorszych slumsach, gdzie dzieją się tak okropne rzeczy, są i dobre osoby. Rzuciła pracę w Saloonie, zaczęła w miarę normalnie żyć, dalej wspierając Brada. I choć w jej ramionach mężczyzna mógłby odnaleźć szczęście i spokój... To jednak mam nadzieję, że ostatecznie będzie z kimś innym. Starszy z braci sam przecież wspominał że nie narzeka na brak chętnych kobiet do dotrzymania mu towarzystwa, a wśród nich na pewno znalazłaby się wiele ciekawszych od niej.

Zawiodłam się trochę na "Numerze Drugim" Iron Butterflies. Raymond Fitzgerald jest typowym antagonistą - zły, zabijający niewinnych bez mrugnięcia okiem, czujący potrzebę udowodnienia że jest najlepszy - w tym wypadku najlepszym mordercą w dzielnicy. Właśnie przez to dość łatwo daje się wmanipulować w walkę na śmierć i życie z Grim Reaperem. Miałam nadzieję na to że odegra trochę większą rolę w historii, niestety głównie na przechwałkach się skończyło. A szkoda.

Choć Kippa McDowella najchętniej bym pominęła, bo po prostu nie mogę znieść tego faceta... Nie da się. Jedno muszę jednak mu przyznać - zaskoczył mnie dość pozytywnie. Od pierwszego tomu z niecierpliwością wyczekuję kadru w którym w końcu zobaczymy jego zwłoki, dzięki czemu sprawdza się w roli "tego złego". Czytelnik sam ma ochotę się nim zająć, on zaś dalej wkurza, dalej kręci i nawet pokazał, że jest w stanie samodzielnie wymyślić całkiem niezły plan jak uprzykrzyć życie głównemu bohaterowi i nieważne, jaką decyzję ten podejmie, i tak okaże się ona tą złą. Brawo. Ale przez to jeszcze bardziej nie mogę doczekać się jego końca.

Niestety z jedną z bardziej pozytywnych postaci będziemy musieli się pożegnać, ale nie ma tego złego... Pojawia się kolejna, które pewnie nie raz namiesza i zapowiada się na to, że czeka nas naprawdę niezła akcja. Zapowiada się - Raymond też się w końcu nieźle zapowiadał, a wyszło jak wyszło. W sumie zauważyłam że tworzenie postaci - szczególnie ich charakterów - to coś, co idzie autorowi trochę gorzej niż rysunki czy wymyślanie fabuły, jednak nie można mieć wszystkiego. Zresztą nie jest tak źle, choć zdecydowanie mogłoby być lepiej.

Kreska dalej zachwyca, szczególnie w kadrach zajmujących całą stronę. Postacie, tła, sceny akcji, których największym plusem jest to, w jaki sposób zostały przedstawione. Kolejne mangi tego autora będę brała w ciemno - dla samych rysunków.

Polskie wydanie ponownie na wysokim poziomie. Powiększony format, na obwolucie wizerunki Brada i Raymonda, z tyłu opis oraz kolejny kadr przedstawiający dwójkę bohaterów podczas walki. Jest również informacja odnośnie ograniczenia wiekowego, moim zdaniem ponownie trochę zaniżona. Obwoluta układem zdecydowanie różni się od poprzedniej, ta z pierwszego tomu prezentuje się jednak lepiej. Na okładce powiększony kadr który mamy z tyłu, tym razem w czarno-białych barwach. Brak kolorowych stron, 10 rozdziałów, na koniec zapowiedź kolejnego tomu. Dzięki marginesom wewnętrznym czyta się naprawdę przyjemnie. Choć w dużej mierze jest to zasługa tłumaczenia - naprawdę dobrego, choć tak jak ostatnio, zgrzyta mi zamienne stosowanie polskich i angielskich nazw.

Choć nie ma tutaj zbytnich zwrotów akcji, a czytelnik jest w stanie domyślić się tego, co stanie się dalej, to jednak manga wciąga i nim się spostrzeżemy, jesteśmy już po lekturze. Nawet jeśli tomik nie jest taki cienki, a tekstu też nie jest wcale tak mało. Jeśli spodobał się pierwszy tom, czytelnik nie powinien być zawiedziony. Bardzo dobre połączenie dużej ilości akcji, świetnej kreski, ciekawej historii i niezłych bohaterów. Czegóż chcieć więcej? Kolejnego tomu!
Moja ocena: 8/10

poniedziałek, 14 marca 2016

29 - Uśpiony księżyc #1



Tytuł: Uśpiony księżyc
Japoński tytuł: Nemureru Tsuki
Autor: Kano Miyamoto
Wydawnictwo: Tokuma Shoten
Wydawnictwo polskie: Kotori
Gatunek/tematyka: shounen-ai, dramat, historia, kryminał, tajemnica
Liczba tomów: 2 (seria zakończona)
Ograniczenie wiekowe: 16+

Akihiko powraca w rodzinne strony z nadzieją, że uda mu się poznać tajemnicę klątwy, od lat prześladującej jego rodzinę. Od tego zależy życie nie tylko jego, ale i jego kuzyna Rena, z którym zaczynają łączyć go więzy silniejsze niż tylko te rodzinne. Na szczęście w walce z przeznaczeniem nie jest sam - pomaga mu Eitaro, przodek sprzed ponad stu lat. Czy wspólnymi siłami dadzą radę zmienić przeznaczenie?

Uwielbiam horrory, jakieś opowieści z dreszczykiem, a jeśli dodatkowo jest wątek miłości męsko-męskiej, jak mogę się oprzeć? No właśnie, nie mogę. W dużej mierze właśnie dlatego pierwszy tom Uśpionego księżyca znalazł się w mojej kolekcji. Czekało mnie małe zaskoczenie, bo spodziewałam się czegoś trochę innego. Czy to zaskoczenie było na plus? I tak i nie, ponieważ to, na co czekałam chyba najbardziej, wydawało mi się prawie że zbędne, zaś historia, co do której miałam największe wątpliwości, okazała się o wiele lepsza niż to, na co się nastawiłam.

Akihiko jest z pozoru zwykłym facetem - mieszka w Tokio, pracuje na pół etatu na uniwersytecie, w wolnych chwilach spotka się ze znajomymi. Nic nadzwyczajnego. Nikt jednak nie wie o tym, że jego rodzinę prześladuje klątwa, przez którą wszyscy męscy potomkowie w różnoraki sposób giną po ukończeniu trzydziestego roku życia. Mając dwadzieścia siedem lat głównemu bohaterowi coraz bliżej jest do tego nieszczęsnego wieku. Postanawia więc zrobić wszystko, co w jego mocy, by uniknąć swojego przeznaczenia - chce dowiedzieć się jak najwięcej zarówno o samej klątwie, jak i o jej ofiarach, z nadzieją, że dzięki temu uda mu się przechytrzyć śmierć. W tym celu powraca w rodzinne strony, których nie odwiedzał od kilkunastu lat. Tam okazuje się, że od innych ludzi odróżnia go jeszcze jedna rzecz - podczas snu jest w stanie przenosić się w czasie, a jakby tego było mało, widzi duchy.

Jego zachowanie często jest nieodpowiednie do wieku i zdarza się, że bardziej przypomina mi gimnazjalistę/licealistę niż dwudziestosiedmioletniego mężczyznę. Tyczy się to również kontaktów męsko-męskich, w których odgrywa rolę typowego uke, który sam nie wie czego chce. Jak dla mnie to największe wady nie tylko Akihiko, ale i samej mangi. Da się jednak ignorować jego zachowanie skupiając się na historii, zresztą nawet on ma swoje lepsze momenty, dzięki czemu tytuł nie traci za wiele. Jest zresztą inteligentną osobą i nie zdziwię się, jeśli w końcu uda mu się odnaleźć sposób na przerwanie klątwy.

Ren jest młodszym o sześć lat kuzynem głównego bohatera. Spotkali się po kilkunastu latach, gdy mężczyzna odwiedził rodzinną posiadłość. Mimo iż też wisi nad nim widmo klątwy, radzi z nią sobie inaczej niż Akihiko - zaakceptował swoje przeznaczenie i dopóki śmierć po niego nie przyjdzie, chce korzystać z życia ile tylko może, najlepiej w towarzystwie innej osoby, bez względu na jej wiek czy płeć. Aktualnie zainteresował się starszym kuzynem, zalecając się do niego w dość nachalny sposób, gdy tylko zostają sami.

Również ma paranormalne zdolności: widzi duchy, jednak niestety nie jest w stanie cofnąć się w czasie, nawet z pomocą drugiego mężczyzny. Trochę dziwne było to, że najpierw odgrywa rolę "tajemniczego przystojniaka", zaś zaraz potem jego nastawienie kompletnie się zmienia, bez większego powodu. Przez nagłe zauroczenie? Trochę szkoda, bo nawet się nastawiłam na bad guy'a, a zamiast tego otrzymałam napalonego "nastolatka". Ale i tak go lubię. Ma swój urok, delikatne szaleństwo i coś z buntownika, jest jednak również osobą zagubioną, bojącą się śmierci i tego, co go czeka.

Nie wolno zapomnieć również o Eitaro - przodku mężczyzn, żyjącym ponad 100 lat wcześniej. Początkowo został wzięty za ducha nawiedzającego Akihiko we śnie. Okazał się jednak jego sprzymierzeńcem z przeszłości. Prawdopodobnie był jedną z ofiar klątwy, niestety wszystkie dokumenty z tego okresu zostały zniszczone w pożarze. Przypadek?

Początkowo nie wierzył w podróże w czasie, jednak nawet wtedy starał się pomóc, choćby przez samo dopuszczenie takiej możliwości i wymyślenie sposobu na ponowne sprowadzenie Akihiko.

Jest jeszcze matka Rena i jego siostra, która większość czasu spędza samotnie przez swoją chorobę oraz kilka innych, mniej lub bardziej ważnych postaci. Żadna z nich nie pojawia się jednak tylko po to by się pokazać, każda z nich odgrywa jakąś rolę... choć w sumie to po części moje podejrzenia, które, mam nadzieję, potwierdzą się jeszcze w kolejnej części.

Historię, jak dla mnie, można podzielić na dwie części - tajemnica i romans. Zdecydowanie bardziej podobała mi się ta pierwsza - klątwa, przez którą giną wszyscy męscy potomkowie, tajemniczy duch w kimonie, pojawiający się nocami na korytarzach posiadłości, umiejętność podróży w czasie, którą posiadają jedynie wybrani, oraz pożar, w którym zostało zniszczonych większość dokumentów, w których zawarte były informacje o klątwie i jej ofiarach. Tytuł przypomina mi trochę Przekleństwo siedemnastej wiosny. Nie zobaczymy tu krwi czy obrzydliwych scen, a choć całość może nie przeraża, to jednak obecny jest delikatny klimat grozy, szczególnie odczuwalny w niektórych scenach. Czytelnik jest zaintrygowany od początku do końca.

Wątek romansu, jak wspomniałam na początku, wydaje mi się tu wręcz niepotrzebny. Nie jest zły, choć trochę rozśmieszyło mnie to, jak nagle chętny stał się Akihiko, gdy Ren powiedział mu, że "chyba mu się podoba". Wszystko zaczęło się nagle - w jednej chwili młodszy z mężczyzn unika starszego, a w następnej już na niego leci. Scen seksu jako takich nie było, nie licząc jednej, w której praktycznie nic się nie działo i nic nie zostało pokazane. Fanki miłości męsko-męskiej nie powinny czuć się zawiedzione (chyba że liczyły na mocne yaoi, choć ograniczenie wiekowe +16 jasno wskazuje, że na to nie ma co liczyć), bo ogólnie związek przedstawiono dość przyjemnie, jednak moim zdaniem, bez niego tytuł by zyskał - choćby czytelników których zniechęca shounen-ai. Przekleństwo siedemnastej wiosny traciło przez okładkę, a Uśpiony księżyc prawdopodobnie przez rzeczywisty wątek. Naprawdę szkoda, bo historia, jako całość, prezentuje się naprawdę nieźle.

Przynajmniej sceny męsko-męskie występują w takich sposób, że w razie czego można przewrócić 2-3 strony lub przelecieć kilka kadrów, by je praktycznie w całości ominąć.

Ładna kreska, delikatna, postacie również prezentują się zachęcająco - szczególną słabość mam do Rena - choć wolę je, gdy występują na pierwszym planie.

Wydawnictwo Kotori doskonale dało radę z polskim wydaniem. Jak zwykłe nie ma obwoluty, za to jest okładka ze skrzydełkami. Z przodu, na pierwszym planie, Akihiko i Ren, zaś w pewnej odległości, między nimi, Eitaro. Na skrzydełku informacje o autorce. Z tyłu Ren i Eitaro, którzy wyglądają bardzo podobnie (prawdopodobnie dzieli ich tylko kilka pokoleń) oraz opis. Jest oczywiście również znaczek informujący o ograniczeniu wiekowym. Onomatopeje są wyczyszczone i nie licząc logo tytułowego na początku każdego rozdziału, brak krzaczków.

Dwie kolorowe strony, pięć rozdziałów plus dodatek, zaś na samym końcu słowo od tłumacza - słowniczek oraz przedstawienie poszczególnych okresów, występujących w tym tytule. Bardzo dobry pomysł i na pewno przydaje się w odbiorze całości. Błędów nie dostrzegłam, czyta się dobrze, choć zazgrzytała mi jedna rzecz - "Ja pierniczę... ale piździ.", wypowiedziane przez Eitaro, co nie do końca pasuje do jego osoby. Oprócz jednego uciętego dymku oraz jednego trochę nieczytelnego przypisu nie ma się do czego przyczepić.

Uśpiony księżyc jest moim zdaniem dobrą pozycją. Ciekawą, z fajnym klimatem, tajemnicą, ładną kreską, nawet fajnymi bohaterami. Szkoda że przez wątek miłości męsko-męskiej odpadnie pewnie grono potencjalnych odbiorców, ale może będzie też wręcz przeciwnie i to yaoistki, głównie dla tego jednego motywu poznają ten tytuł... i tak jak ja uznają że tutaj to fabuła jest lepsza niż wątek romansu? Ja w każdym razie już się nie mogę doczekać drugiego, a zarazem ostatniego tomu i poznania zakończenia tej historii.
Moja ocena: 8/10

środa, 9 marca 2016

Podsumowanie lutego 2016

 

Po skromnym styczniu pora na nie taki skromny luty... choć wolałabym, by tomików było jednak trochę więcej. Jako że pisanie recenzji dość wolno mi idzie, może to z powodu przeziębienia, postanowiłam chociaż podsumować poprzedni miesiąc, z którego jestem dość zadowolona. Przepraszam tylko za jakość, ale gdy wracam z pracy jest już dość ciemno, a żarówka się przepaliła... i cały czas zapominam kupić nową.
Wydawnictwo Kotori lubi mnie chyba rozpieszczać, ponieważ moja kolekcja powiększyła się o dwie nowości. Pierwsza, Pod niebem pełnym gwiazd jest jedną z pierwszych mang yaoi które przeczytałam po polsku, na stronie jakiejś grup fansubberskiej. Trafiłam tam przez przypadek... Ale zapoznałam się z większością tytułów. Potem szukałam innych grup, a gdy polskich było za mało, zaczęłam czytać po angielsku. W ten sposób wciągnęłam się w mangi. Mam więc wielki sentyment do tej pozycji i nie mogło jej zabraknąć w mojej kolekcji. Drugim tytułem jest Uśpiony księżyc #1, którego to recenzję właśnie piszę. Przypomina mi on trochę Przekleństwo siedemnastej wiosny z wątkiem yaoi, a coś więcej na ten temat już niedługo... Pewnie jak gorączka przejdzie i będę w stanie napisać coś w miarę sensownego. ; )
Yaoi część dalsza, czyli długo oczekiwane Sekaiichi Hatsukoi #3. Autorka postanowiła się w końcu zlitować nad polskimi fanami i w końcu tomik może znaleźć się na naszych półkach... A już niedługo kolejny. ; ) Z Love Stage! #4 sprawa ma się na szczęście inaczej, żadnych opóźnień. Anime uwielbiam więc mangę również zaczęłam zbierać, choć jej lekturę mam dopiero w planach. xD
Pora na coś innego - czyli Ilegenes #4, kolejny tytuł który zbieram, jednak jeszcze nie czytałam ani jednego tomu. Nie mogę jednak oprzeć się rysunkom i nawet jeśli historia mnie zawiedzie, mogę przynajmniej sobie poprzeglądać. Do tego pozycja, z której cieszę się chyba najbardziej w tym zestawieniu - Green Blood #2. Recenzja pierwszego tomu jest u mnie na blogu, jeśli ktoś ją przeczytał nie musi chyba pytać czemu skusiłam się i na drugi. I choć leży u mnie przy łóżku, czeka, mam taką ochotę na tę mangę... To jednak wolę poczekać aż wyzdrowieję by skupić się na niej, a nie na gorączce lub tym, gdzie posiałam pudełko chusteczek. ; )
Ostatnim, choć wcale nienajgorszym nabytkiem jest Karneval #1-10. Od dawna miałam ochotę na tę serię i gdy zobaczyłam jak ktoś wyprzedaje swoją kolekcję... Nie mogłam się oprzeć.

Przeziębienie powoli przechodzi, więc mam nadzieję że z pisaniem też będzie lepiej. Albo, tym bardziej, z czytaniem! Życzyć też mogę zdrowia, bo w tym okresie, gdzie każdy po kolei choruje, na pewno się przyda. : )

czwartek, 25 lutego 2016

29 - Pieśń Apolla #1

Tytuł: Pieśń Apolla
Japoński tytuł: Apollo no Uta
Autor:  Osamu Tezuka
Wydawnictwo: Shonen Gahosha
Wydawnictwo polskie: J.P.Fantastica
Gatunek/tematyka: shounen, fantastyka, psychologiczny, romans, dramat
Liczba tomów: 2 (seria zakończona)
Ograniczenie wiekowe: 18+

Dlaczego człowiek staje się zły? Czy to, że postępuje niewłaściwie to tylko i wyłącznie jego wina? Jak wielki wpływ ma na wychowanie otoczenie w jakim dana osoba przebywa, więzi rodzinne, stosunki międzyludzkie?

Czy da się żyć bez miłości?

Shougo od samego początku nie wiedział co to znaczy kochać. Dla swojej matki był wpadką, przeszkodą w kolejnych romansach. Nie znał swojego biologicznego ojca, za to miał kilkunastu "tatusiów". W takiej "kochającej się rodzince" wyrósł na nastolatka, który agresją reaguje na jakąkolwiek formę okazywania uczuć, bez względu na to, czy przez ludzi, czy przez zwierzęta. Gdy podjęte zostają pewne kroki w celu ukierunkowania go na właściwą drogę, wtrącają się również siły wyższe, które karzą go w najgorszy z możliwych sposobów - będzie zakochiwał się wciąż na nowo, z tragicznym skutkiem.

Nie ma chyba fana mangi i anime który nie wiedziałby kim jest Osamu Tezuka. Niewiele jego dzieł zostało wydanych w Polsce, jednak kolejne zapowiedzi oraz ogłoszenia dają nam nadzieję na to, iż będzie nam dane zapoznać się z większą ilością mang jego autorstwa. Przyznam że Pieśń Apolla jest moją pierwszą stycznością z jego twórczością i choć na początku zapierałam się iż nie kupię tego tytułu, bo jest zupełnie nie dla mnie, postanowiłam jednak dać mu szansę. Jak wielki błąd bym popełniła gdybym rzeczywiście odpuściła... Dlatego cieszę się, że nieraz pierwsze wrażenie jest mylne.

Głównym bohaterem jest Shougo Chikaishi, nastolatek, który trafił do zakładu psychiatrycznego. Zamknięto go tam z powodu agresji jaką przejawiał widząc miłość w jakiejkolwiek postaci, w efekcie czego cierpiały zwierzęta. Obawiano się, że niedługo nienawiść do okazywania sobie uczuć przeniesie się również na ludzi.

Odczuwa przyjemność sprawiając ból innym. Czasami robi to nawet bez powodu, tylko dlatego, że może. Wydaje się być niewzruszony na wszelkie prób dotarcia do niego, a jego ironiczny uśmieszek ani przez chwilę nie schodzi mu z twarzy. Nie lubię tego typu postaci, a już zupełnie go znienawidziłam na samym początku, gdy z takim sadyzmem znęcał się nad zwierzętami. Zaraz potem poznajemy jednak jego przeszłość i zaczynamy stawiać przed sobą masę pytań - czy tylko on jest winny swojemu zachowaniu? Czy można go winić za to, że nie odczuwa żadnych głębszych uczuć? Czy niszczy wszelkie przejawy miłości z powodu zazdrości? Czy można go w ogóle usprawiedliwiać? Są w końcu osoby które wychowywały się w gorszych warunkach i wyrosły na lepszych ludzi, Shougo zaś stał się psychopatą z którym chcielibyśmy mieć jak najmniej do czynienia.

Jesteśmy jednak świadkami sytuacji, w których zmienia swoje nastawienie. Ryzykuje nawet życie w obronie najbliższych. Ciężko mieć w stosunku do niego jedną, określoną opinię, ponieważ Shougo sprawia, że w jednej chwili go nienawidzimy, w innej współczujemy, a w jeszcze innej trzymamy kciuki za to, aby wszystko się ułożyło. Przyznam że jeszcze nie poznałam postaci, która wywoływałaby u mnie tak skrajne emocje. Najdziwniejsze jest to, że aby opisać nastolatka można użyć głównie negatywnych określeń, ciężko powiedzieć na jego temat coś naprawdę pozytywnego, jednak tak naprawdę chyba nie da się go nie lubić. To on jest jednym z większych plusów tej mangi i gdyby choć trochę zmienić jego zachowanie, wpłynęłoby negatywnie na całość.

Dość ważną rolę odgrywa lekarz chłopaka. Na początku zastanawiałam się nad tym jaki jest jego stosunek do Shougo, doszłam jednak do wniosku, że naprawdę chce mu pomóc. I tak, chwilami miałam co do tego pewne wątpliwości. Stosuje różne sposoby - elektrowstrząsy, hipnoza, pokazywanie osób z jeszcze bardziej chorą psychiką, tym samym dając nastolatkowi do zrozumienia, jak może skończyć, jeśli nie zmieni swojego postępowania. Mimo iż ten nie wykazuje żadnych oznak poprawy, lekarz nie traci wiary w jego człowieczeństwo, nawet, gdy sytuacja się komplikuje, a wszystko wskazuje na pogorszenie jego stanu.

Mimo że pojawia się tylko na chwilę, matka Shougo jest również jedną z ważniejszych postaci - głównie przez to, jaki wypływ miała i na jakiego człowieka "wychowała" swojego syna. Nie liczyła się dla niej miłość, ważniejsze było zaspokojenie wszystkich swoich potrzeb. Nie robiło to dla niej różnicy czy była z jednym mężczyzną, czy kilkoma, zaś kłamstwa i oszukiwanie ukochanych nie sprawiało jej najmniejszego problemu i robiła to bez mrugnięcia okiem. Gdy nie miała jak ignorować chłopaka, zbywała go pieniędzmi, by ten tylko nie przeszkadzał jej w dalszych romansach. W końcu od samego początku był dla niej tylko kłopotem.

Całość podzielona jest na trzy części - trzy różne historie miłosne, każda z nich zakończona równie nieszczęśliwie. Inne miejsca, czas. Jedynym wspólnym elementem jest postać Shougo. W końcu mogę się do czegoś przyczepić, ponieważ tak jak pierwsza opowieść była świetna, druga również mi się podobała, tak trzecia już mnie zawiodła. Główny motyw wzięty znikąd, a bohater ot tak się na wszystko zgadza, co zupełnie do niego nie pasuje... zresztą nie sądzę, by ktokolwiek dał się namówić równie łatwo, co on. Zachowanie jego ukchanej również jest nienaturalne. Aż szkoda że w tak świetnej mandze jest taki kiepski rozdział.

Ciekawe jest jednak to, że mimo tylu lat od powstania, manga nie straciła na aktualności. Dobrze, może czasy się zmieniły - chociażby nie stosuje się już elektrowstrząsów jako element leczenia psychiatrycznego, jednak podejście do uczuć, miłości i cielesności w wielu przypadkach jest podobny. Ileż to razy nawet teraz słyszymy o sytuacjach w których rodzice pozbywają się dziecka, bo im przeszkadza. Ile osób podchodzi do seksu przedmiotowo, bez uczuć, nie zwracając uwagi na ilość partnerów. Ale by nie było że świat jest taki zły i okrutny - równie często poznajemy też historie w których ktoś naraził swoje życie, zdrowie, by pomóc i to nie tylko ukochanej osobie, ale nawet nieznajomemu. Miłość przybiera różne formy, może połączyć ze sobą również ludzi którzy nie mają ze sobą nic wspólnego, nawet wrogów, co Pieśń Apolla idealnie obrazuje.

Bardzo podoba mi się poprowadzenie historii. Czytelnik jest zaintrygowany od samego początku, gdy autor w oryginalny sposób przedstawia moment zapłodnienia, porównując go do wyścigu - wygrywa najszybszy, najlepszy, w nagrodę może połączyć się z Królową i spędzić z nią wieczność, tworząc nowe życie. Ani przez chwilę się nie nudzimy, poznając coraz to kolejne opowieści, kolejne ukochane, mając nadzieję, że może jednak doczekamy się tego dobrego zakończenia, doskonale wiedząc, że nie ma na to szans. Tytuł wciąga tak, że całość pochłania się praktycznie za jednym razem i lepiej poświęcić tę godzinę na lekturę, niż rozwlekać w czasie. Wielkim plusem jest również to, że tak naprawdę niczego nie jesteśmy pewni i bywają momenty gdy zastanawiamy się, czy jest to kolejna wizja, czy wszystko dzieje się naprawdę.

Manga posiada ograniczenie wiekowe 18+ i jest ono słusznie nadane. Pojawia się nagość oraz znęcanie się zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Zresztą sama tematyka i poruszane problemy są zdecydowanie skierowane do osób starszych.

Kreska zdecydowanie różni się od tej, którą tak dobrze znamy. Widać, że nie jest z "naszych czasów", do tego o wiele bardziej pasuje do komedii niż do tak poważnego tytułu. Postacie nie są ładne, brak im szczegółów, nie raz nie są zachowane odpowiednie proporcje. Przez dłuższy czas zastanawiałam się kiedy spodnie Shougo w końcu mu się zsuną, w końcu nie mają jak się na nim utrzymać. Pomimo tego, w jakiś sposób, dzięki właśnie tym rysunkom, Pieśń Apolla zyskuje pewien dodatkowy urok. Czegoś, co mnie na początku dziwiło, momentami nawet śmieszyło, w tej chwili nie zamieniłabym na nic innego.

Polskie wydanie prezentuje się bardzo dobrze. Powiększony format, czerwono-biała obwoluta, z przodu rysunek biegnącego głównego bohatera, wzięty z jednego z kadrów mangi. Grzbiet świetnie prezentuje się na półce, co musiałam zaznaczyć, bo specjalnie zrobiłam mały porządek w swojej kolekcji, tak, aby Pieśń Apolla stała w pierwszym rzędzie. Z tyłu opis, informacja o ograniczeniu wiekowym i cena. Na okładce znajdują się rysunki z obwoluty, z tym, że w szarobiałych barwach. Pewnie to tylko mój egzemplarz, ale grzbiet jest znacznie przesunięty, na szczęście zakryty, dzięki czemu tego nie widać. Dwie kolorowe strony, jedna z nich będąca również spisem treści - tylko tak naprawdę nie wiem po co on jest, ponieważ nie pokrywa się z tym, kiedy fabularnie rozpoczynają się dane rozdziały. W dużej części prologu delikatnie widać piksele, te strony odróżniają się od reszty głównie przez to, że wszędzie kontury są mocne i grubsze. Nie licząc jednego zdania o panu Makoto i kocie, w którym do tej pory nie potrafię znaleźć sensu, nie mam się do czego przyczepić jeśli chodzi o tłumaczenie. Tekstu nie ma tak dużo jak można by się spodziewać, a ułożenie kadrów jeszcze bardziej ułatwia czytanie, dzięki czemu nawet nie zauważymy kiedy minie ta godzina, może półtorej, a lekturę mangi mamy za sobą. Wyczyszczone onomatopeje oraz intensywna czerń tuszu sprawia, że miło się patrzy na tomik i aż chce się go kolejny raz przeczytać... albo choćby przekartkować.

Mimo tych kilku nielicznych wad uważam, że to naprawdę świetna manga. W tej chwili nie wyobrażam sobie mojej kolekcji bez niej. Czuję przy tym większą motywację by w końcu zapoznać się z innymi dziełami Osamu Tezuki, szczególnie tymi już wydanymi. Z czystym sumieniem mogę też polecać Pieśń Apolla, bo jest to tytuł któremu warto dać szansę.
Moja ocena: 9/10

niedziela, 21 lutego 2016

28 - Biały jak śnieg #1

Tytuł: Biały jak śnieg
Chiński tytuł: Luo Xue Cheng Bai
Rysunki: Zi Gui
Scenariusz: Zi Tu
Wydawnictwo: Uei-shiang
Wydawnictwo polskie: Yumegari
Gatunek/tematyka: shounen-ai, komedia, fantasy, przygoda, historyczny
Liczba tomów: 2 (seria zakończona)
Ograniczenie wiekowe: 15+ 

Gdy po stu latach Xue Qiu, lisi demon, wraca na swoją Śnieżną Górę, czeka go niemiła niespodzianka. Zadomowił się tam pewien człowiek który pościnał część jego ulubionych miłorzębów by wybudować sobie domek, ukradł meble głównego bohatera, a na dodatek nie spieszy mu się do opuszczenia tego miejsca. Wręcz przeciwnie - bardzo mu się tam podoba, szczególnie, że może łatwo zbierać materiały do swojej książki o demonach, a śnieżny lisek daje mu wiele okazji do zdobycia nowych, ciekawych informacji. Biedny Qiu musi poradzić sobie nie tylko z nim, ale i z dwójką niedźwiedzich demonów, chcących przejąć Śnieżną Górę, oraz ze zbliżającym się niebiańskim testem, dzięki któremu może zyskać nieśmiertelność.

Decydując się za zakup Biały jak śnieg nie oczekiwałam nic specjalnego, choć przyznam, że tytuł zaliczyłam do tych które "muszę mieć" i kupiłam zaraz po premierze. Shounen-ai oraz demony będące bishami  ze zwierzaczkowymi uszkami wystarczyły, by mnie zainteresować. Trzeba jednak o wiele więcej by mangę (lub manhuę, jak w tym przypadku) uznać za dobrą - dobra historia, ładna kreska, ciekawi bohaterowie... czy to wszystko możemy znaleźć w tym tytule?

Xue Qiu jest lisim demonem ze Śnieżnej Góry. Powrócił na nią po stu latach, gdy "jakiś miodojad" go z niej wyrzucił. Odkrycie niechcianego gościa nieźle go wkurzyło i od tej pory jego głównym celem stało się pozbycie mężczyzny.

Zwierzęcą formą Qiu jest śnieżny lis, dzięki czemu ma białe uszy i włosy. Śliczny, miły - gdy tylko chce, czasami śmieszny, jednak jego największą wadą jest to, że... jego głupota dość szybko przestaje bawić czytelnika. Naiwny aż do przesady, dość niezdarny, uważający się za najsilniejszego demona. A szkoda, bo gdyby dodać mu trochę powagi, tytuł by wiele zyskał. Nie irytuje, jednak z czasem o jego kolejnych wyskokach czyta się z obojętnością. Na szczęście na każdy gorszy moment przypada jeden lepszy, gdy zachwyca nas swoim urokiem, uśmiechem, albo w końcu udaje mu się nas rozśmieszyć.

Luo Shusheng jest właśnie tym uczonym, który zadomowił się na terytorium Qui'ego. Na samym początku również nie grzeszy inteligencją, będąc nieświadomym kolejnych prób pozbycia się go ze Śnieżnej Góry (albo najlepiej od razu ze świata żywych), na szczęście im byłam dalej, tym miałam coraz większe wrażenie, że to tylko gra. Zaczęłam mieć wątpliwości odnośnie tego, kim on tak naprawdę jest. Do tej pory tego nie wiem, za to ze strony na stronę staje się coraz ciekawszą postacią. Jego umiejętności przekraczają nie tylko ludzkie, ale i nieraz demonie. Zresztą nie tylko ja zaczęłam zastanawiać się nad tym, co kryje się za maską uprzejmego, również dość naiwnego mężczyzny z niesamowitym szczęściem. Czy to na pewno tylko szczęście?

Jest jeszcze Hu You, demon ognistego lisa z Ognistej Góry, dobry przyjaciel Qiu, jedyna osoba, która miała co do Luo pewne wątpliwości - nawet, jeśli na początku tego nie pokazywała. Nie wolno zapomnieć też o tajemniczym, zamaskowanym demonie, Mei Qiu, towarzyszącym głównemu bohaterowi na niebiańskim teście dla demonów, którego zwycięzca może zyskać nieśmiertelność. Mam jednak pewne podejrzenia odnośnie tożsamości tej osoby, które podzielają pewnie i inni czytelnicy. Nie wiem czy bardziej mam nadzieję że manhua mnie zaskoczy i przypuszczenia się nie sprawdzą, czy jednak okaże się, że Mei Qiu jest tym, kim myślę.

Historia nie jest jakoś specjalnie oryginalna, dość przewidywalna. Osobiście dzielę ją na dwie części - pierwszą, przedstawiającą historię tego, co działo się na Śnieżnej Górze - oraz ten krótki moment na Ognistej, skupiającą się głównie na Qiu i Luo, oraz drugiej, dziejącą się w Niebiosach. Pomiędzy nimi następuje nagły przeskok i choć są ze sobą powiązane, jedna za bardzo nie wynika z drugiej. Nie licząc tego, że kilka razy wspomniany jest niebiański test, a Shusheng nie chce by Xue do niego przystąpił, to jakby dwie różne opowieści. Po lekturze zastanawiałam się która bardziej mi się podobała, jednak nie mogłam się zdecydować. Każda miała swoje plusy i minusy, swój urok. Choć może w tej drugiej brakowało Luo, nawet wzmianki o nim i o tym, w jakim stanie został na Śnieżnej Górze.

Jest jeszcze krótki oneshot, którego nazwałam "marzenia Xue Qiu". Śmieszna historyjka będąca miłym dodatkiem do całości.

Niestety mało tutaj sytuacji typowo męsko-męskich, nawet, jeśli to tylko shounen-ai, a nie yaoi. Były może ze dwa-trzy momenty, ale to bardziej delikatne sugestie. Choć po części może to i dobrze, bo dzięki temu Biały jak śnieg trafić może do większej ilości odbiorców.

Ładna kreska, śliczne bishe. Jest na im zawiesić oko, choć szkoda, że tak mało postaci. Nawet w swojej zwierzęcej formie Qiu jest słodziutki. Rysunki zdecydowanie nadrabiają braki fabularne, czy charaktery postaci. Bo jak tu ich nie lubić, gdy chce się na nie patrzeć?

Polskie wydanie prezentuje się nawet dobrze. Tomik nie posiada obwoluty bądź skrzydełek. Bardzo podoba mi się okładka, a szczególnie pastelowe kolory. Z przodu dwójka głównych bohaterów, z tyłu lisia forma Qiu, opis, informacja odnośnie ograniczenia wiekowego, gatunek (choć można by było jeszcze zaznaczyć shounen-ai) oraz adres strony internetowej wydawnictwa. Brak kolorowych stron czy spisu treści, strona informacyjna jest za to na samym początku tomiku. Czyta się przyjemnie, zauważyłam chyba dwie literówki (3 - ze Śnieżnej Góry, drugą przegapiłam). Onomatopeje są wyczyszczone i przetłumaczone.

Wiadomo że większość fanów mangi i anime jest bardziej obeznana z kulturą japońską, o chińskiej nie ma bladego pojęcia. Najlepszym tego przykładem jestem ja. I nie miałabym nic przeciwko jakimś małym wyjaśnieniom odnośnie tego, czemu główny bohater nazywany jest Qiu Qiu (mimo że nazywa się Xue Qiu), albo dlaczego kilka razy Shusheng nazywany jest zupełnie inaczej.

Biały jak śnieg nie jest złym tytułem, ale nie jest też wybitnym. Historia jakich wiele, postacie, które nie wyróżniają się spośród innych, komedia, która nie zawsze nas rozśmiesza. Mimo tego czyta się przyjemnie, nie raz też uśmiechniemy się podczas lektury. Choć bohaterowie mają trochę wad i tak ich lubimy, bo każdy z nich ma też "to coś". Czytadło na wolną chwilę, które wciąga się praktycznie za jednym podejściem. Wątek miłości męsko-męskiej, tak jak wspomniałam, praktycznie się nie pojawia, więc po manhuę sięgnąć mogą nie tylko yaoistki. Tytuł skierowany głównie do żeńskiej części odbiorców. Zdecydowanie można miło spędzić czas przy lekturze i choć jest tyle lepszych tytułów i tak mogę go polecić jeśli chce się przeczytać coś lekkiego, przyjemnego i pozytywnego. Właśnie na coś takiego liczyłam kupując ten tytuł, nie zawiodłam się i spodobało mi się na tyle, że drugi tom już niedługo na pewno znajdzie się w mojej kolekcji.

Moja ocena: 6/10
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...