wtorek, 30 grudnia 2014

13 - All You Need Is Kill #1

Tytuł: All You Need Is Kill
Japoński tytuł: All You Need Is Kill
Autor: Hiroshi Sakurazaka
Rysunki: Takeshi Obata
Scenopis:  Ryosuke Takeuchi
Oryginalne ilustracje: Yoshitoshi ABe
Wydawnictwo: Shueisha
Wydawnictwo polskie: J.P.Fantastica
Gatunek/tematyka: seinen, sci-fi, mecha, akcja, dramat
Liczba tomów: 2 (seria zakończona)

Kolejny poranek, dzień przed bitwą. I znów. I jeszcze jeden... W niedalekiej przyszłości ludzkość musi stawić czoła inwazji śmiertelnie niebezpiecznych mimików. Keiji Kiriya, młody, niedoświadczony żołnierz, trafia do bazy Kotoiushi na południu Japonii, gdzie z niewiadomych przyczyn wpada w pętlę czasową. Za każdym razem, gdy ginie, wraca do tego samego punktu w czasie. Czy uda mu się przetrwać? Jaką rolę odegra Rita Vrataski, najlepszy żołnierz w dziejach ludzkości? Ile jeszcze razy przyjdzie Keijiemu przeżyć własną śmierć?

(opis z okładki mangi)

O filmie Na skraju jutra było dość głośno jakiś czas temu. Sama zainteresowałam się nim głównie dlatego, że był na podstawie light novelki. Może opis mnie jakoś specjalnie nie zachwycił, jednak i tak postanowiłam pójść na to do kina - w końcu nie często spotyka się na dużym ekranie coś w taki sposób związanego z Japonią. Niestety mi się nie udało. Nie obejrzałam go nawet do tej pory. Na mojej półce stoją też dwa egzemplarze książki - również nieruszone, choć teraz mam wrażenie, że już niedługo się do nich zabiorę. Albo raczej do jednej z nich, bo nie muszę czytać od razu dwa razy tego samego.

W mojej kolekcji był też pierwszy tom mangi. Film i książka to w końcu za mało, postanowiłam spróbować i z nią. Nawet jeśli wcześniej chociaż w jednym z tych źródeł powinnam sprawdzić czy w ogóle warto, gdyby historia okazała się beznadziejna, a ja tym samym zamiast tego straciłabym tylko środki za które mogłabym nabyć coś ciekawszego. Kupiłam jednak w ciemno, zaraz przy premierze i do tej pory... Tak, tomik również stał na półce. Nietknięty. Nie jestem nawet pewna czy choć przekartkowałam - bardzo możliwe że nawet to zostawiłam "na potem". Teraz jednak, gdy wydawnictwo J.P.Fantastica wydało drugi, a zarazem ostatni tom serii - który od razu również dołączył mojej kolekcji - uznałam, że w końcu pora bardziej zainteresować się tym tytułem. A zainteresowałam się na tyle że film już mam - czekam tylko aż skończę oba tomy mangi, wolę bowiem poznawać tę historię przeżywać wraz z nią - a książka z tylnego rzędu trafiła do pierwszego. Czyli gdy tylko nabiorę ochoty nie na mangę, a na zwykłą literaturę, będzie ona jedną z pierwszych jakie przeczytam.

Zastanawiam się tylko jakim cudem nie przejrzałam tego pierwszego tomu, bo gdybym to zrobiła, sądzę, że już dawno miałabym go za sobą. A zamiast niego mogłabym zająć się dwójką.

Uwielbiam motyw pętli czasowej, nieważne w jakim wydaniu. Czy to w filmie, serialu, czy w literaturze... Tutaj mam do czynienia z jedną z lepszych wersji. Dlaczego? Może od początku.

Ziemię zaatakowali kosmici, przejmując coraz większą część naszej planety. Ludzkość przegrywa, nie mając za bardzo warunków do walki z nimi. Nie wszystko jest jednak stracone - zostały wymyślone specjalne kombinezony pozwalające na walkę z przybyszami z kosmosu. Kiriya jest żołnierzem bez doświadczenia, tak zwanym kombinezowym. Właśnie ma się odbyć pierwsza bitwa w której bierze udział. Ten jednak, bardziej niż nią, przejmuje się swoim snem, w którym walka już się odbyła, a on sam zginął tuż przed obudzeniem się. Wszystko byłoby dobrze gdyby rzeczywiście okazało się to zwykłym koszmarem. Nadszedł bowiem dzień bitwy, a Kiriya prawie od razu ginie, by znowu... obudzić się w swoim łóżku. Próba ucieczki czy samobójstwo również kończy się tak samo - powrotem do tego samego poranka. Wpada w pętlę, przeżywając w kółko te same dwa dni, za każdym razem kończąc je swoją śmiercią. Postanawia więc zrobić wszystko by przetrwać i wygrać bitwę, wykorzystując doświadczenie zebrane w niezliczonych walkach. Mimo że oficjalnie jest to ciągle jego pierwszy raz, szybko staje się najbardziej wprawionym wojownikiem. Ani razu nie może jednak dotrwać do końca.

Wielkim plusem jest to, że każdy dzień wygląda tak samo. Nic, co robi, nie ma wpływu na następne razy - nie licząc własnych wspomnień i nabytego doświadczenia. Choć nawet zwykłe spojrzenie w nieodpowiednim kierunku czy zrobiona mina może wpłynąć na zachowanie innych. Dopóki celowo nie stara się wpłynąć na żadne wydarzenia nie dzieje się nic nadzwyczajnego - a przynajmniej nic co miałoby większy wpływ na najbliższe godziny - aż do kolejnego powrotu do przeszłości. Miałam do czynienia z niejednym tytułem w którym główną rolę odgrywała pętla czasowa i uważam, że to jest jeden z lepszych. Jeśli nie najlepszy.

Kolejnym plusem, może nawet jeszcze większym, są postacie. Już dawno chyba nie czytałam nic, gdzie każdą polubiłam. Dobrze, co do jednej mogę mieć jakieś ale, jednak nie odgrywa większej roli i pojawia się dosłownie na chwilkę.

Najważniejszą osobą jest oczywiście Kiriya Keiji. Żółtodziób, przerażony zbliżającą się wielkimi krokami pierwszą prawdziwą bitwą. Doświadczony wojownik zaprawiony w walce i zabijaniu. Jedna i ta sama osoba w ciągu tych samych czterdziestu ośmiu godzin, przeżywanych na okrągło. Zmienił się diametralnie. Nic dziwnego, w końcu kto byłby obojętny na tyle śmierci i taką ilość przemocy, z jaką miał do czynienia.

Im dalej, tym coraz bardziej go lubię - prawdziwy facet, który z czasem niczego już się nie boi - wiedząc, że i tak, nawet jeśli zginie, to wróci przy kolejnej pętli, ale można to pominąć. Nie narzeka, tylko stara się pokonać przeciwności losu, doskonaląc się, by w końcu móc wyjść z tej bitwy zwycięsko. Nie załamuje się tym, że kolejne próby są bezowocne, że zawsze kończy tak samo. Zamiast szukać sposobu na ucieczkę i przetrwanie tych dwóch dni w jakimś niby bezpiecznym miejscu, stara się zyskać siłę, by zwyciężyć. Poprawia błędy, dalej prze do przodu. Początkowo był zupełnie inny, jednak w niczym mi to nie przeszkadza - właśnie takie postacie lubię. Mające własne zdanie, charakter, które nie wymagają ratowania, a same wyruszające na pomoc innym. Nawet, jeśli już czasami ma dość, nie poddaje się. Daje mu to wręcz większą wolę walki, by w końcu wydostać się z pętli i przeżyć.

Rita Vrataski zwana jest też Stalową Suką czy Walkirią. Liderka najsilniejszego oddziału w USA, która do tej pory nie przegrała ani razu. Wygląd może każdego zmylić, ponieważ wielu uważa, że jest twarzą amerykańskiej armii tylko z powodu "ładnej buźki". Ciężko uwierzyć w jej siłę i talent do walki.

Nie wiemy o niej zbyt wiele poza tym, że rzeczywiście wydaje się być dość chłodną kobietą, bez serca. Podczas pierwszej pętli, gdy Kiriya umierał, zamiast go pocieszyć, zadała mu głupie pytanie związane z herbatą. Dołączenie do treningu japońskiego oddziału można uznać za przechwalanie się, albo chęć udowodnienia tego, że nie jest taka słaba, jak inni sobie myślą - nawet jeśli to właśnie wzrok Kiriyi ją tam przyciągnął.

Oprócz Stalowej Suki jest jednak też zwykłą dziewczyną, mającą czasami swoje odchyły. To jednak nie przeszkadza mi w tym, by ją lubić - jako jedną z nielicznych kobiecych postaci w mandze i anime. Naprawdę to jest coś. Nieliczni wiedzą, że nawet przez jedną irytującą mnie dziewczynę jestem w stanie porzucić nawet najlepszy tytuł. Mam dość tego jakie są bezbronne, wpychają się nie tam gdzie trzeba i bez przerwy trzeba je ratować. Nie mają nic ciekawego do powiedzenia, zamiast tego tylko machają biustem kiedy tylko mogą i częściej pojawiają się "przez przypadek" w samym staniku niż są w zwykłej bluzce. Rita na pewno nie jest taką kobietą. Ma jaja, nie tracąc przy tym kobiecości, będąc też i zwykłą dziewczyną, która dopiero niedawno przekroczyła dwudziestkę. Gdyby tylko takich było więcej...

Z istotniejszych osób jest jeszcze Jin Yonabaru, zajmujący łóżko nad Kiriyą. Wesoły facet, uwielbiający się wygłupiać. Nawet tuż przed śmiercią próbował zdradzić głównemu bohaterowi kto zabijał w czytanej przez niego książce. Nie można też zapomnieć o sierżancie. Bartolome Ferrell pierwszego dnia zawsze trenuje z Keijim i to dzięki niemu na samym początku nauczył się wielu przydatnych na polu bitwy rzeczy. Gdyby nie on nie wiadomo czy Kiriya byłby na takim poziomie jak teraz. Dość pozytywna postać. Mimo że ma wyższy stopień nie wywyższa się ponad resztę. Rachel Kisaragi jest jedyną osobą którą nie do końca polubiłam, choć niczym aż tak specjalnie nie zawiniła. Z wyjątkiem tego że nie pasuje do reszty, będąc taką paniusią. Że tak oblegana jest przez facetów, którzy nawet przez jedno krzywe spojrzenie skierowane w jej stronę mogą zrobić temu komuś krzywdę. To jak spodobała jej się postawa i umiejętności Kiriyi i dopiero wtedy się nim zainteresowała również nie działa na jej korzyść. Przynajmniej dla mnie. No i jest jeszcze Shasta Raylle, najlepszy mechanik, która w niczym takiego przypomina - będąc dość drobną, trochę niezdarną młodą kobietą.

Ważnym elementem mangi jest akcja. Tutaj prawie cały czas coś się dzieje, duża część rozgrywa się na polu bitwy, przy kolejnych pętlach czasowych. Nie jest to jednak strzelanina z zielonymi ludzikami, a walka w kombinezonach bojowych - przez co tytuł zalicza się do mechów, i słusznie. Obcy są to wielkimi, okrągłymi stworami strzelającymi własnymi pociskami, które wchodzą w kombinezony jak w masło - nie trzeba więc mówić co robią z ludzkim ciałem. Pod takim ostrzałem człowiek może zostać rozczłonkowany, albo stać się plamą złożoną z wnętrzności i kości. Chyba właśnie przez takie sceny manga jest polecana dla czytelników od szesnastu lat.

Jest jednak walka między żołnierzami w cywilu, trening... cały czas coś się dzieje, dlatego osoby lubiące akcję powinny być usatysfakcjonowane.

Jedyne co mnie trochę dziwi, to zwiększająca się siła głównego bohatera. Rozumiem doświadczenie, jednak ciało powinno być w takim stanie jak na samym początku. Trening siłowy, przystosowanie do broni, nie wiem, czy aż w takim stopniu powinny mieć wpływ na to, jak radzi sobie w kolejnych walkach. Ale mogę się mylić, albo z poprzednich razów zostają mu nie tylko wspomnienia.

Przechodząc do polskiego wydania muszę pochwalić grafików. Wyczyszczone onomatopeje których było naprawdę wiele. I do tego w takich miejscach, że wyczyszczenie ich, myślałabym, że byłoby niemożliwe. Musieli się naprawdę napracować, dlatego wielki szacunek. Do tego świetne tłumaczenie, nie wspominając już o książce, którą czytał Kiriya - mała, z tak dużą ilością tekstu.

Powiększony format, marginesy wewnętrzne, dzięki którym wygodnie się czyta, każda strona jest ponumerowana, choć nie wiem czemu niektóre od wewnętrznej, niektóre od zewnętrznej strony. Zauważyłam tylko trzy rzeczy: na 174 stronie brak jednej kropki w wielokropku, dziwnie wygląda nieprzetłumaczona książka na 107 stronie (szczególnie że chyba na każdym innym kadrze tłumaczenie jest). Rzucił mi się też na 168 stronie tekst "Czas nie jest z gumy... nie da się go rozciągnąć... ale można go w nieskończoność dzielić" w połączeniu z tym na stronie 172 "Nie ma wielkiego pożytku z żołnierza który nie umie rozciągnąć czasu", gdzie oba cytaty są przemyśleniami głównego bohatera.

W mandze wykorzystano fragmenty z książki, wydawnictwo posłużyło się tłumaczeniem z polskiego wydania. Co moim zdaniem jest dobrym pomysłem.

Obwoluta jest w niebieskich barwach, z Keijim w kombinezonie. Dość ciekawa, już na początku nawet mi się spodobała. Z tyłu opis tomiku, czerwone plamki wyglądające jak krople krwi i zaznaczenie, że manga polecana jest od szesnastego roku życia.

W każdym razie to naprawdę dobry tytuł, który powinien zadowolić osoby lubiące akcję - przede wszystkim. Powinien spodobać się też fanom mechów i walki z najeźdźcami z kosmosu. Zresztą nie tylko. Wiem, że znacznie różni się od filmu, ale sądzę, że jeśli ekranizacja się spodobała - manga również powinna, a jeśli nie, to nie wszystko stracone. Teraz przynajmniej można od razu nabyć całość, bo zakończenie pierwszego tomu wręcz każe sięgnąć po drugi. Ja na pewno nie żałuję tego że kupiłam All You Need Is Kill, prędzej żałuję tego, że sięgnęłam po tomik tak późno.

Moja ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...